Na nagraniu, które trafiło do sieci, można zobaczyć, jak chłopiec chyli czoła przed Dalajlamą. Nieco później buddyjski mnich podnosi jego podbródek i całuje go w usta. Później przez chwilę stykają się czołami.
Po chwili takiego "namysłu" Dalajlama odsuwa głowę, po czym oświadcza "I possij mój język". Wystawia język, chłopiec śmieje się, a następnie zbliża twarz do mnicha. Wszystko dzieje się w akompaniamencie oklasków i śmiechu zebranych dookoła osób.
Więcej na nagraniu nie widać. Ten fragment jednak wystarczył, by wywołać gigantyczne oburzenie wśród internautów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj więcej: Dalajlama nagrany. Wideo budzi niesmak
Teraz skandaliczną sytuację w rozmowie z "Faktem" skomentował seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz.
- Można podejrzewać, że Dalajlama miał niezdrowe skłonności, może nie do dzieci, bo nie było do tej pory informacji na ten temat, ale ta jego seksualność chyba dała o sobie znać. Zdecydowanie przekroczył dystans w stosunku do małego chłopca, co do tego nie ma wątpliwości - przekazał.
Nie da się tego wybronić i stwierdzić, że jego zachowanie było absolutnie aseksualne. Dalajlama, zapewne ku radości Chińczyków, dużo stracił. Stracił w oczach całego świata. Szkoda - mówił.
Z czego wynikało jego zachowanie? Czy tak się zestarzał, że już nie wie, co robi, czy się zapomniał? Nie mam pojęcia. Na pewno zrobił rzecz, która nie powinna mieć miejsca i mocno zaszkodzi jego wizerunkowi - dodał.
Konsekwencje zachowania Dalajlamy
Jak takie zachowanie przywódcy Tybetańczyków może odcisnąć się na psychice tego małego chłopca?
Jeśli chodzi o skutki zachowania Dalajlamy, to sądzę, że największą krzywdę wyrządziło temu chłopcu nagłośnienie sprawy. Dla takiego dziecka sam pocałunek mnicha mógł być zaskakujący, dziwny, ale dzieci często nie odbierają tego typu zachowania jako seksualizacji - komentuje seksuolog
- Zdarzają się sytuacje, gdy ciocia czy wujek pocałują dziecko w sposób zbyt napastliwy, ale dziecko nie widzi w tym seksualnego podtekstu - podsumował ekspert.
Lawina krytyki poskutkowała odpowiedzią biura duchowego przywódcy Tybetańczyków. W oświadczeniu napisano, że mnich "pragnie przeprosić chłopca i jego rodzinę, a także wielu przyjaciół na całym świecie za ból, jaki mogły spowodować jego słowa".