Władze węgierskie "po cichu" uprościły warunki wjazdu do kraju Rosjan i Białorusinów. Teraz obywatele Rosji i Białorusi objęci są programem tzw. "karty narodowej" (jeden z rodzajów zezwoleń na pobyt na Węgrzech), który pozwala im podjąć pracę w dowolnej branży i zabrać ze sobą rodzinę.
Decyzję węgierski rząd podjął na początku lipca. Wcześniej programem objęci byli wyłącznie obywatele Serbii i Ukrainy. Od 9 lipca "kartą narodową" mogą posługiwać się obywatele Rosji, Białorusi, Bośni i Hercegowiny, Mołdawii, Macedonii Północnej oraz Czarnogóry.
Karta wydawana jest na dwa lata i może być przedłużana nieograniczoną liczbę razy. Po trzech latach pobytu posiadacz karty może wystąpić o zezwolenie na pobyt stały na Węgrzech.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ponadto osoby ubiegające się o kartę nie przystępują do testu kompetencji kulturowych ani nie przechodzą kontroli bezpieczeństwa na poziomie europejskim.
Decyzja Węgiel budzi obawy w UE
Po tej decyzji pojawiły się obawy sąsiadów Węgier, że w ten sposób szpiedzy lub terroryści mogliby przedostać się do Unii Europejskiej. Poseł do Parlamentu Europejskiego Siergiej Łagodinski w rozmowie z RND powiedział, że premier Węgier Wiktor Orban "podważa europejski system migracyjny, robiąc się jednocześnie sługą Kremla".
Jednocześnie zauważył, że uważa za niewłaściwe "stygmatyzowanie wszystkich obywateli Rosji".
Przypomnijmy, że wraz z początkiem rosyjskiej inwazji na Ukrainę na pełną skalę szereg krajów UE (m.in. Łotwa, Estonia, Litwa, Polska, Czechy, Finlandia) zamknęło wjazd i zaprzestało wydawania obywatelom Rosji nawet krótkoterminowych wiz turystycznych.
Premier Węgier Viktor Orban uważany jest za jednego z ostatnich sojuszników Władimira Putina w Europie. Wielokrotnie opowiadał się za kontynuacją współpracy Unii Europejskiej z Rosją i krytykował przyznanie Ukrainie pomocy wojskowej. W lipcu 2024 roku Orbán udał się z "misją pokojową" do Kijowa, Moskwy i Pekinu. Następnie jego "rzekomo pokojowe wysiłki" zostały skrytykowane w Parlamencie Europejskim.
Czytaj także: "Mordercy już jeżdżą po mieście". Doniesienia z Rosji