Tańce, wieniec z kolorowych kwiatów, czerwony dywan - Aleksander Łukaszenka był w Zimbabwe witany jak gwiazda rocka. Wcześniej samozwańczy białoruski prezydent odbył podróż do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Ale i z Afryki nie wróci bez sukcesów. Na przywitanie podarował prezydentowi kraju traktor. Białoruś słynie z produkcji maszyn rolniczych.
Świat nie może się rozwijać bez Afryki. Dlatego tu jesteśmy. To są nasi przyjaciele, przyjechaliśmy odwiedzić przyjaciół. Jesteśmy zgodni we wszystkim dla dobra naszych narodów. Afryka dawno się przebudziła i bez niej nie może być mowy o rozwoju świata. Dlatego tu jesteśmy. Przyszłość należy do Afryki - mówił białoruski dyktator.
Uderzył też w tony bliskie sercu Afrykanów. Podczas przywitania na lotnisku w stolicy kraju, Harare, przekonywał, że "silni znowu chcą dzisiaj podzielić świat". "Silni" to oczywiście Zachód. W przemówieniu powitalnym Łukaszeki "Zachód" symbolizowała Unia Europejska i USA. Unia od lat nakłada sankcje na Zimbabwe, podobnie jak Stany Zjednoczone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W Zimbabwe istotną gałęzią gospodarki jest rolnictwo. A Białoruś znana jest z produkcji chemicznej i przemysłowej na rzecz tego sektora. Kiedy po wybuchu wojny w Ukrainie Unia nałożyła sankcje na białoruskie nawozy, było to odczuwalne dla rolników w całej Europie. Także w Polsce.
Wygląda na to, że Łukaszenka szuka nowych rynków zbytu dla tego rodzaju produktów. Przywitany został zresztą dosłownie chlebem i solą. A witające go na lotnisku dziewczęta z Zimbabwe ubrane były w suknie w narodowe wzory białoruskie.
Podczas przemówienia Łukaszenka ironicznie "podziękował" Zachodowi za nałożenie sankcji. Gdyby nie one, przekonywał dyktator, "na tym wielkim polu stałyby traktory nie białoruskie, a amerykańskie czy niemieckie".
Ławrow podjęty przez króla
Gruszek w popiele nie zasypia także Rosja. W podróży po Afryce jest również, drugi raz od wybuchu wojny, szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. Odwiedził m.in. maleńkie Eswatini, czyli dawne Suazi, gdzie został podjęty przez głowę państwa króla Mswatiego III. Ławrow jeździ od państwa do państwa i kłamliwie głosi, że wojna w Ukrainie nie jest wojną "przeciwko Ukrainie" tylko o nowy porządek świata, w którym będzie bardziej sprawiedliwe miejsce dla krajów i narodów afrykańskich. Ten sam przekaz wygłosił we wtorek Łukaszenka.
Afrykanista z Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Andrzej Polus mówi w rozmowie z o2.pl, że Ławrow wszędzie był ciepło przyjmowany. Zachód zaś, np. Unia Europejska, nie ma pomysłu, jak temu przeciwdziałać i w zasadzie musi reagować na to, co Rosja mówi w Afryce. Dobrym przykładem jest wizyta Josepa Borrella w RPA i Botswanie, która nastąpiła bezpośrednio po odwiedzeniu tych państw przez Ławrowa.
Rosyjska ofensywa dyplomatyczna na Afrykę trwa od dawna, a do kolejnych krajów kontynentu trafiają bojownicy grupy Wagnera. Nie dalej jak w czerwcu ubiegłego roku wagnerowcy znaleźli się w Sudanie. Objęli tam "opiekę" nad wydobyciem złota w jednej z kopalni. Prawdopodobnie zyski z jego sprzedaży idą na finansowanie działań wojennych w Ukrainie. Mają też służyć wsparciem - również zbrojnym - miejscowej władzy, chronić ją przed zamachami stanu oraz walczyć z islamskimi dżihadystami i buntami ludności.
Wagnerowcy remedium na kłopoty?
A przecież cały niemal region Sahelu znajduje się pod rosyjskimi wpływami. Jak tłumaczy prof. Andrzej Polus, prezydent Ghany przekazał, że według jego wiedzy najemnicy z grupy Wagnera są już w Burkina Faso. W teorii mają pomoc w walce z dżihadystami. W praktyce – utrzymać lokalną juntę wojskową przy władzy.
A ponieważ Burkina nie bardzo ma czym zapłacić, to władze kraju ponoć przekazały wagnerowcom w "rozliczeniu" kopalnię złota. Rządząca Burkina Faso junta zaprzeczyła doniesieniom płynącym z Ghany.
Niemniej biorąc pod uwagę nastroje społeczne i nasilenie się aktywności dżihadystów, wojskowe władze Burkiny, które wezwały wojska francuskie do opuszczenia ich terytorium, będą musiały znaleźć jakieś siły, które pomogą utrzymać się przy władzy, a w drugiej kolejności dopiero ustabilizują sytuację w państwie. Doświadczenie Republiki Środkowoafrykańskiej i Mali jest chyba tym, na którym Burkina Faso będzie się wzorowało - mówi prof. Polus.
Doświadczenia te to oczywiście pojawienie się w obu krajach wagnerowców. Tym bardziej potrzebne, że w regionie występuje deficyt bezpieczeństwa. Francuzom nie udało się doprowadzić do przedłużenia obecności międzynarodowej misji wojskowej Takuba w Sahelu, która miała stabilizować region, a w pustkę powstałą w obszarze zapewnienia bezpieczeństwa mogą chętnie wejść Rosjanie.
Kraje Afryki bardzo chętnie wracają do myślenia, że nie będą wiązać się sojuszami tylko z jedną "stroną", a raczej pójdą w stronę wielobiegunowości – będą wchodzić w relacje z Chinami, Indiami, Rosją czy krajami Zatoki Perskiej - mówi dalej afrykanista.
100 Putinów dziennie czyli afrykańsko-rosyjska sympatia
Wyjaśnia też, że postrzeganie całej Afryki Subsaharyjskiej jako regionu jednorodnego, głosującego jako blok w organizacjach międzynarodowych, jest błędne. Np. Kenia otwarcie potępia rosyjską inwazję na Ukrainę. Niemniej w regionie Afryki Południowej istnieje duży sentyment do Rosji. Wiąże się to z realnym wsparciem, jakiego ZSRR udzielił Namibii, RPA, Mozambikowi czy Angoli podczas walki o niepodległość. Wielu polityków studiowało w dawnym bloku wschodnim i ma po prostu sentyment do Rosji.
Rosja zaś chętnie podtrzymuje - nieprawdziwą - narrację, że nigdy nie była mocarstwem kolonialnym. Tu jest ogromne pole choćby dla działań polskiej dyplomacji, która powinna reagować na takie wypowiedzi i dzielić się polskim doświadczeniem bycia zdominowanym przez Moskwę. Trzeba jednak przyznać, że coś się w tym zakresie dzieje. Afrykę odwiedzał dwa razy w ubiegłym roku choćby prezydent Andrzej Duda.
O ile, jak tłumaczy prof. Polus, wśród elit intelektualnych Namibii, RPA, czy Angoli istnieje głębokie zrozumienie natury wojny w Ukrainie i nie ma wiary w to, że ewentualny nowy porządek międzynarodowy będzie "lepszy dla Afryki", to wśród studentów czy zwykłych obywateli Rosja jest wciąż postrzegana jako konieczna alternatywa dla Zachodu, alternatywa, która rozumie Afrykę lepiej niż Zachód.
Przykład z moich ostatnich badań w Namibii – na głównej ulicy Windhuk sprzedawane są koszulki z nadrukiem Władimira Putina, ludzie w tych koszulkach chodzą… a sprzedawca stwierdził, że sprzedaje ponad 100 sztuk dziennie - konkluduje wrocławski naukowiec.