Sprawdzamy pogodę dla Ciebie...
Marcin Lewicki
Marcin Lewicki | 
aktualizacja 

Dlaczego Falcon 9 spadał nad Polską? Oto odpowiedź eksperta

36

Sensację wzbudziły dziś palące się fragmenty rakiety Falcon 9, które widać było nad Polską. Obiekt obserwowali mieszkańcy wielu regionów kraju, a w sieci dostępne są nagrania z tego niezwykłego wydarzenia. Fragment rakiety spadł pod Poznaniem. Dlaczego doszło do takiej sytuacji? - Prawdopodobnie rakieta nie miała już wystarczająco paliwa, aby ponownie odpalić silniki - mówi nam Karol Wójcicki, popularyzator astronomii, autor bloga "Z głową w gwiazdach".

Dlaczego Falcon 9 spadał nad Polską? Oto odpowiedź eksperta
Ekspert tłumaczy, skąd szczątki Falcon 9 pojawiły się nad Polską (Facebook, Z głową w gwiazdach)

W środę (19 lutego), między godz. 4:45-4:47 w zachodnich i centralnych rejonach kraju, zaobserwowano niezwykłe zjawisko. Na niebie pojawiły się szczątki rakiety Falcon 9, które zaczęły palić się po wejściu do atmosfery. Widok przypominał fajerwerki lub deszcz spadających gwiazd.

Dlaczego Falkon spadał nad Polską?

Fragment Falcon 9 spadł pod Poznaniem. Karol Wójcicki wyjaśnia, że do takich sytuacji dochodzi bardzo rzadko. Popularyzator astronomii, dziennikarz popularnonaukowy i twórca bloga "Z głową w gwiazdach" mówi też, jak wygląda proces deorbitacji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Start rakiety SpaceX Elona Muska. Rozmieści na orbicie 49 satelitów

Marcin Lewicki: Dziś rano nad Polską obserwowaliśmy palące się szczątki rakiety Falcon 9. Niektórzy obawiali się, że jest to np. pocisk wojskowy, albo samolot. W jaki sposób możemy się uspokoić i odróżnić od siebie takie obiekty?

Karol Wójcicki: Różnica widoczna jest gołym okiem. Szczątki rakiety lub satelitów lecą wolniej. Taki obiekt porusza się na wysokości nawet 100 kilometrów, a jego prędkość kątowa na niebie jest bardzo mała. Zwykle zjawisko można obserwować przez kilka minut. Cechą charakterystyczną jest też kierunek. Rakiety, czy satelity lecą zawsze z zachodu na wschód, raczej nigdy ze wschodu na zachód. Z kolei np. obiekt militarny porusza się niżej, szybciej kątowo i przede wszystkim bardzo głośno. Przelot rakiety lub satelitów jest raczej bezgłośny. Ewentualne efekty akustyczne możemy usłyszeć dopiero po kilku minutach. Wynika to z kwestii odległości.

Sama spalająca się rakieta, satelita lub ich elementy mogą stanowić zagrożenie dla ludzi? Mieliśmy w przeszłości przykład, żeby np. szczątki zabiły człowieka? Jak wskazują pierwsze doniesienia medialne, fragment rakiety Falcon 9 spadł pod Poznaniem.

Zazwyczaj nie stanowi to zagrożenia dla ludzi. Elementy takiego obiektu całkowicie spalają się podczas ponownego wejścia w atmosferę. To efekt ogromnego tarcia i temperatury dochodzącej do kilku tysięcy stopni Celsjusza. Zdarza się, że niewielkie fragmenty np. tytanowe elementy lub stalowe zbiorniki przetrwają proces wejścia w atmosferę i spadną na ziemię. Taki przypadek odnotowano w marcu 2021 r. Fragment rakiety drugiego stopnia Falcon 9 spadł na teren farmy w stanie Washington. Nie spowodował żadnych szkód, ani obrażeń wśród ludzi, ale po tym incydencie SpaceX ulepszyło procedury deorbitacyjne, aby zminimalizować ryzyko tego typu przypadków.

Fragment, który widzimy to zbiornik, który powinien zostać dokładnie sprawdzony przez straż pożarną. Z kolei okoliczności zdarzenia muszą zostać zbadane. Nie powinno dojść do tego, że tak duży obiekt spada w okolicach dużego miasta. Tym razem stanowił zagrożenie dla życia i zdrowia osób postronnych.

Czy procesem deorbitacji można kierować, aby uniknąć ryzyka dla osób postronnych?

Deorbitacje zazwyczaj odbywają się w sposób kontrolowany np. nad oceanem, aby nie było żadnego ryzyka tego typu zdarzeń. Dlaczego wydarzyło się to tym razem nad Europą? Ciężko powiedzieć. Prawdopodobnie rakieta nie miała już wystarczająco paliwa, aby ponownie odpalić silniki. Z tego względu okienko deorbitacyjne było dosyć szerokie, bo trwało aż 6 godzin, co świadczyło zwyczajnie o niepewności, kiedy dokładnie to się wydarzy. Proces nie był sterowany, a wejście ziemską atmosferę było naturalne.

To może w takim razie stare satelity, czy elementy rakiet mogą powodować zagrożenie? Wszystko jest obserwowane?

Obiekty, które długo znajdują się na orbicie, raczej stanowią zagrożenie dla innych obiektów na orbicie, bo tam rzeczywiście zaczyna się robić dosyć tłoczno. Śmieci kosmiczne od lat nie funkcjonują i zajmują miejsce na orbicie. Niewiele można z tym zrobić. Zostawiliśmy je same sobie i czekamy, aż one naturalnie wejdą w atmosferę. Dziś działa się już tak, że wysyłając cokolwiek na orbitę, już myślimy o tym, jak to potem z orbity ściągnąć. Z tego względu rakiety i satelity drugiego stopnia posiadają małe silniczki, które po zakończonej misji mają się odpalić i nadać odpowiednią trajektorię obiektowi tak, aby on spłonął w atmosferze, uwalniając tym samym orbitę dla kolejnych generacji obiektów.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

To chyba pierwszy taki przypadek nad Polską. Jak często może dochodzić do takich zjawisk w przyszłości? Czy prywatne misje kosmiczne sprawią, że takie zjawiska będą widoczne częściej?

To prawda. Nie przypominam sobie, żeby wcześniej nad Polską odbyła się tak dobrze widoczna deorbitacja rakiety drugiego stopnia. To bardzo widowiskowe i wiele osób zarejestrowało to zdarzenie. W rzeczywistości tego typu zjawiska nie zdarzają się często nad gęsto zaludnionym terenem. Zwykle odbywają się nad oceanem. Oczywiście, każdy start rakiety wiąże się z deorbitacją, a rakiety startują dziś co kilka dni. W większości przypadków deorbitacja dzieje się poza naszym wzrokiem, ale faktycznie – jest to częste zjawisko.

W tym konkretnym przypadku nie mieliśmy inicjacji procesu deorbitacji. Nikt nie odpalał silników. Rakieta po prostu weszła w atmosferę i skończyło się to "deszczem spadających gwiazd".

Czy taki proces jest jakoś nadzorowany, sankcjonowany prawnie? Czy prywatna firma przed kimś odpowiada i wtedy decyduje, kiedy taki "śmieć" spada, czy to samowola?

W tym przypadku firma SpaceX jest odpowiedzialna za rakiety, które wynosi na orbitę i to, co później będzie się z nimi działo. Nikt zwykle nie rozlicza z tego, gdzie i jak te szczątki będą deorbitowane, ale gdyby wyrządziły one jakieś szkody, to oczywiście osoby poszkodowane mogłyby dochodzić odpowiedzialności np. przed sądem amerykańskim.

Natomiast gdyby doszło do takiego zdarzenia, to będzie ono bacznie obserwowane przez Amerykańską Federację Lotnictwa (FAA), która wydaje pozwolenia na starty i ewentualnie rozlicza operatora takiego startu, gdyby coś poszło nie tak.

Trwa ładowanie wpisu:facebook

Był już taki przypadek w przeszłości?

Tak, parę tygodni temu, kiedy SpaceX testowało nową rakietę Starship, która eksplodowała krótko po starcie, a jej szczątki spadły nad Karaibami. To od razu wywołało reakcję FAA, która podjęła śledztwo, opóźniając kolejne misje. W najlepszym interesie SpaceX jest, aby deorbitacja działa się nad terenami niezamieszkałymi, czyli morzami i oceanami. Firma powinna też konstruować rakietę tak, żeby doszło do całkowitej fragmentacji statku, jeżeli deorbitacja zajdzie np. nad gęsto zaludnioną Europą. Póki nikt nie znajdzie jej fragmentów na Ziemi, tematu prawdopodobnie nie będzie.

Rozmawiał Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Które z określeń najlepiej opisują artykuł:
Wybrane dla Ciebie
USA "rezygnują z roli globalnego lidera"? Ekspert nie ma wątpliwości
Rekordowa liczba zachorowań. "W tym sezonie mamy armagedon"
"Nie miałem pojęcia". Żołnierz z Korei mówi, po co jechał na Ukrainę
Strategia negocjacyjna Rosji. Czy ma szanse się powieść
Trump domaga się wyborów w Ukrainie. Były ambasador mówi wprost
Wyniki Lotto 20.02.2025 – losowania Lotto, Lotto Plus, Multi Multi, Ekstra Pensja, Ekstra Premia, Mini Lotto, Kaskada
Grobowiec rodziny zasłużonej dla Gdańska. Skrywa mroczną tajemnicę
"Leży nieprzytomny i nie oddycha". Karetka i policja przyjechały do... rzeźby
Noworodek w oknie życia w Białymstoku. "Był spokojniutki"
Za nic miał światła i rogatki. Samochód wbił się w bok pociągu
Nie żyje ceniony ratownik medyczny. Zmarł na powikłania
Piekło w zielonogórskim DPSie: larwy w nodze i amputacja. Jest akt oskarżenia
Przejdź na
Oferty dla Ciebie
Wystąpił problem z wyświetleniem strony Kliknij tutaj, aby wyświetlić