Sytuacja opisana przez portal "iRozhlas" miała miejsce 27 stycznia br., czyli niecały miesiąc przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Rostislav Kopecký, właściciel stajni w Krabčicach, twierdzi, że tego dnia pod stajnię zajechała furgonetka z przyczepą dla koni, z której wysiadło dwóch rosłych mężczyzn.
Mężczyźni mówili po rosyjsku. Powiedzieli, że przyjechali po konie należące do czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa i planują przewieźć je do Polski. Stajnia opiekowała się dwoma ogierami Kadyrowa od 2014 roku, kiedy to Unia Europejska nałożyła na niego sankcje za wsparcie aneksji Krymu.
Czytaj także: 500 Rosjan w elektrowni jądrowej. Ukraina ostrzega
- Ich działania były przymusowe. Próbowali nas zmusić do wypuszczenia koni - opisuje dla "Radiožurnál" Kopecký. Właściciel nie uległ i odmówił oddania zwierząt, zamiast tego dla bezpieczeństwa zamknął stajnię i cały teren. Tajemniczych mężczyzn to jednak nie zniechęciło. Spędzili pięć dni w furgonetce zaparkowanej przy bramie stajni. W końcu odjechali bez ogierów.
- To była mała wojna psychologiczna - mówi Kopecký. Uważa, że mężczyźni planowali przewiezienie koni przez Polskę na Białoruś. - Wtedy to do nas dotarło. Moi koledzy i ja byliśmy wówczas przekonani, że coś się dzieje, coś całkiem poważnego - powiedział Czech. Rosja ostatecznie zaatakowała Ukrainę 24 lutego.
Według Kopeckiego akcja była tym bardziej podejrzana, że żadna z polskich stadnin nie zadzwoniła do jego stajni. - W normalnych okolicznościach konsultowaliby się z nami w wielu sprawach. To długotrwały proces i nie da się go rozwiązać w tak nagły sposób – wyjaśnia Kopecký. Mężczyzna skontaktował się w tej sprawie z Ministerstwem Finansów, gdzie dowiedział się od urzędników, że oni także nie posiadają żadnych informacji na temat przeniesienia koni.
Czytaj także: Nagranie z Ukrainy. To pokazuje stan rosyjskiej armii
"Radiožurnál" potwierdziło incydent u dwóch wysokiej rangi źródeł z Ministerstwa Finansów. Resort nie skomentował jednak oficjalnie sprawy. Jego rzeczniczka Anna Vasko napisała tylko, że Biuro Analiz Finansowych, które odpowiada za zamrożone aktywa Kadyrowa, jest "w regularnym kontakcie z podmiotami". - W razie potrzeby resort podejmie odpowiednie środki - przekazała bez dalszych szczegółów.
Co ciekawe, trzy dni przed tajemniczym zdarzeniem do Kopeckiego miał przyjść Arslangire Szawujew - trener odpowiedzialny za konie Kadyrowa w Krabčicach. Powiedział, że zwierzęta powinny zostać przeniesione do Polski, ponieważ tego chcą ludzie z Moskwy i z otoczenia Kadyrowa, a on musi spełniać ich wolę. Kiedy przyjechali mężczyźni w furgonetce, Szawujew był pewny, że to ludzie Kadyrowa i przekonywał, że mają prawo zabrać zwierzęta. - Był zdecydowany podpisać dokumenty - wyznał Kopecký.
Czytaj także: "Rosja jest stracona". Mówią to sami Rosjanie
W rozmowie z "Radiožurnál" Shavuyev zaprzeczył, jakoby taka sytuacja miała miejsce. Twierdził, że jedynym koniem, który miał zostać przetransportowany, był Dux Schollar. Choć w przeszłości należał do Kadyrowa, tuż przed nałożeniem sankcji czeczeński przywódca wyciągnął go ze związku i sprzedał. Oficjalnie ogier należy do Saida Szaptukajewa, który doradza Kadyrowowi w dziedzinie koni.
Szaptukajew nie podlega europejskim sankcjom, lecz na przeniesienie tego konia Kopecki także się nie zgodził, tłumacząc, że ma na niego ważny kontrakt do końca sezonu. Po tej sytuacji Kopecký wezwał Szawujewa do jak najszybszego opuszczenia jego kompleksu.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.