Rosjanie przebywający na froncie w swoich rozmowach stosują specjalny szyfr - skróty liczbowe zastępują takie słowa jak "śmierć", "ranni" i "dezercja". Z przechwyconych nagrań wynika też, że wraz z nadchodzącą drugą zimą na froncie rośnie liczba żołnierzy, którzy chcą wycofać się z walki.
Krótko po wybuchu wojny w Ukrainie w Rosji wprowadzono przepisy, które przewidują konsekwencje karne w razie krytykowania żołnierzy oraz "operacji specjalnej", jak tamtejsza propaganda nazywa inwazję na Kijów. Dlatego też nie powinno dziwić, że wojskowi podczas rozmów sięgają po szyfr i mówią kodem.
Dotarli do nagrań rosyjskich żołnierzy. Putin powinien się martwić
Tutaj k***a nie ma bohaterskiej śmierci, umierasz jak p***y robak - powiedział swojemu bratu jeden z żołnierzy walczący na froncie w obwodzie charkowskim w Ukrainie. Wśród wojskowych i młodych Rosjan rosną obawy, że Władimir Putin zdecyduje się na kolejną mobilizację wśród obywateli.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na razie Moskwa stara się nakłonić Rosjan do podpisania kontraktów z wojskiem. Coroczny jesienny pobór do armii rozpoczął się w październiku i ma przynieść powołanie na front ok. 130 tys. mężczyzn. Chociaż Kreml twierdzi, że nie będą oni wysyłani do Ukrainy, to po roku służby automatycznie stają się rezerwistami. Wtedy można z nich bez problemu skorzystać na froncie.
Agencja AP zweryfikowała tożsamość nagranych osób. Część z nich nadal bierze udział w walkach w Ukrainie. Rozmowy zarejestrowano w styczniu 2023 roku podczas walk o Bachmut - najbardziej wyniszczającej i śmiercionośnej walki od momentu wybuchu wojny.
Zarejestrowani Rosjanie to mężczyźni, którzy nie uciekli z frontu albo też nie zdołali uniknąć mobilizacji. Część z nich nie ma pieniędzy, wykształcenia i żadnych perspektyw w ojczyźnie. Inni zdecydowali wziąć udział w walkach, bo chcieli spełnić patriotyczny obowiązek. Wśród nagranych wojskowych można wyróżnić przedstawicieli różnych zawodów - rzeźnika, pracownika kancelarii prawnej, dekarza.
To, co się dzieje w Ukrainie, to po prostu ludobójstwo. Jeśli to się szybko nie skończy, to wkrótce sami będziemy prowadzić Ukraińców na Kreml. To jest po prostu poligon doświadczalny, na którym cały świat testuje swoją broń - powiedział swojemu bratu żołnierz walczący w Charkowie.
Są też tacy, którzy ciągle wierzą w cel wojny w Ukrainie. - Tak długo, jak będziemy tu potrzebni, tak długo będziemy wykonywać nasze zadania - powiedział Artiom na zarejestrowanym nagraniu. Inny, nazywany "Szalonym Profesorem" (ze względu na bujną fryzurę), zwrócił uwagę na różnicę w sprzęcie Grupy Wagnera a regularną armią. - Oni mają noktowizory i karabiny automatyczne z fajnymi tłumikami, a ja mam karabin z 1986 roku albo cholera wie którego - stwierdził Rosjanin.
"Szalony Profesor" na nagraniu wspomniał też, że dowódca prosił go, aby nie zabijał cywilów. - Ale jak ich rozróżniać?! Nawet dziecko może nosić granat - powiedział w rozmowie z bratem. - Jeśli coś ci się nie podoba, jeśli odmawiasz zrobienia czegoś, jesteś uważany za dezertera. Od razu jesteś wtedy "500". Dlatego musimy wykonywać rozkazy. Czy tego chcemy, czy nie - dodał.
"500" w słowniku rosyjskich żołnierzy oznacza dezertera, "300" zastępuje słowo "ranny", a "200" to "śmierć". W czasie wojny brat "Szalonego Profesora" zginął w wypadku samochodowym. Rosjanin otrzymał przepustkę na pogrzeb bliskiego. Sam zapłacił za taksówkę z Ługańska aż do domu. Po pogrzebie nie wrócił na front. Uznawany jest za dezertera. Grozi mu do 10 lat więzienia.
Śmierć jest wszędzie. K***a, tak dużo trupów. To nie łamie naszej psychiki, ale nie o to chodzi. Są tu profesjonaliści, nasza armia narodowa. Oni przychodzą na nasze pozycje i odchodzą. Są wymieniani, mają rotację, dostają urlopy, mają wyprasowane ubrania. Nie mają problemu z jedzeniem, nie mają problemu z wodą. Tymczasem my musieliśmy pić wodę z kałuż - powiedział Roman na innym z nagrań.
- Zmobilizowanych nie uważa się za ludzi. Oni umierają bez powodu. To bezsens, mówię ci. To wcale nie jest wojna. Kiedy wrócę, opowiem ci, co się tutaj dzieje. To wszystko bzdury - stwierdził z kolei Andriej w rozmowie z matką.
- Jeśli żołnierz kontraktowy zostaje ranny, jest odsyłany do domu. Jeśli jest to zmobilizowany żołnierz, to jest opatrywany i każą mu wracać, do cholery, dlaczego?! Jeśli zachorujesz tutaj, to nie zostaniesz odesłany do domu. Nic ich to nie obchodzi - dodał, a matka poradziła mu, by "lepiej nie chorował".
Agencja AP poprosiła Kreml i rosyjskie ministerstwo obrony o komentarz do udostępnionych nagrań, ale władze nie odpowiedziały na tę prośbę.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.