12 marca w piątek w Tczewie wydarzyła się tragedia. 75-letnia kobieta bardzo źle się czuła.
Babcia powiedziała mi, że źle się czuje - bolały ją plecy, wymiotowała. Przyjechałam do niej i zadzwoniłyśmy na 112. Pierwszy telefon wykonałam około 11.30. Dyspozytor kazał mi kupić pyraloginę i ketonal. Leki miałam podać babci i zadzwonić za godzinę, by poinformować, czy stan się poprawił. Tak się nie stało. Koło trzynastej znowu zadzwoniłam na 112. Nic się nie poprawiło, zatem chcieliśmy pomocy medycznej dla babci. Usłyszeliśmy, że nie ma wolnych karetek - że będziemy musieli poczekać trzy godziny - powiedziała portalowi tcz.pl pani Aneta.
Wnuczka kobiety od dyspozytora dowiedziała się, że szybciej przyjedzie straż pożarna. Próbowała więc umówić babcię na wizytę w przychodni. Niestety, tam też nie było już miejsc. Zaproponowano jej teleporadę w poniedziałek, 15 marca. Stan kobiety pogarszał się z godziny na godzinę.
Gdy w końcu dostępna była wolna karetka, ratownicy przyjechali o godzinie 16. Kobieta jednak zmarła. Test na COVID-19 wyszedł negatywny.
Babcia wcześniej chorowała, przeszła zawał i wylew, ale ostatnio czuła się dobrze. Mogła jeszcze z nami pobyć. Chcemy nagłośnić tę sprawę, by uświadomić wszystkim, co dzieje się w czasie pandemii, gdy potrzebujemy pomocy - powiedziała wnuczka zmarłej.
Do chorych jeżdżą strażacy
Gdy dyspozytor ratownictwa medycznego nie ma dostępnej karetki na miejscu, dzwoni do nas. Gdy nie było koronawirusa, takie sytuacje występowały sporadycznie, w ostatnim czasie odnotowaliśmy jednak wzrost zdarzeń - powiedział Onetowi kpt. Michał Myrda, rzecznik tczewskiej straży pożarnej.
Czytaj też: Szokująca zbrodnia ojca. Dostał 212 lat
Strażacy dzięki temu, że mają w swoich szeregach przeszkolonych ratowników, reagują na miejscu, nie przewożą chorych do szpitali. Coraz częściej zdarza się jednak, że jadą do chorego z COVID-19.
Niedawno w Tczewie nie było dostępnej karetki i dyspozytor poprosił strażaków o wyjazd pod wskazany adres. Tam była starsza osoba, która nie miała już sił otworzyć mieszkania. Musieliśmy otworzyć drzwi i udzielić pomocy poszkodowanemu człowiekowi. Późniejsze, wykonane przez ratowników badanie wykazało, że osoba ta była chora na COVID-19 - kontynuuje Myrda.
Podobna sytuacja ma miejsce w Warszawie. Wezwania, oprócz strażaków, przyjmuje Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. W ubiegłym tygodniu warszawski śmigłowiec odbył 23 loty a miesiąc wcześniej - raptem 3. To najwięcej w Polsce, ale śmigłowce z Krakowa i Wrocławia również latały ponadprogramowo - odbyły 22 i 19 lotów.
Sytuacja nie jest ciężka, sytuacja jest dramatyczna. Pracujemy bez przerwy, jeździmy po kilku szpitalach, żeby przekazać pacjenta, a już w kolejce czekają kolejne wezwania. Niektóre nawet powyżej pięciu godzin - mówią nieoficjalnie ratownicy medyczni w rozmowie z TVN.
Minister Zdrowia, Adam Niedzielski w poniedziałek 22 marca powiedział, że "najbliższe dwa, trzy tygodnie to wzrost zachorowań". Jak tak dalej pójdzie, wkrótce może zabraknąć łóżek dla chorych na COVID-19. I jak pokazuje historia 75-latki z Tczewa - nie tylko dla nich.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.