Daniel Dembowski to 25-letni student medycyny z Koszalina. Jakiś czas temu wykupił 7-dniowy pobyt w hotelu w Tunezji. W samotną podróż wyruszył 6 maja.
Kilka dni po przybyciu na miejsce 25-latek wybrał się na zwiedzanie Tunisu. Właśnie tam został zatrzymany przez policjantów w cywilu. Mężczyzna trafił za kratki w związku ze zdjęciami, które znaleziono w jego telefonie. Jak się okazało, został oskarżony przez tunezyjskie władze o terroryzm.
W piątek 14 czerwca, a więc po ponad miesiącu od dramatycznych wydarzeń, media obiegła dobra wiadomość - polski student wyszedł z więzienia w Tunezji. Jednakże nadal jest przetrzymywany w Tunisie i nie może wrócić do kraju. Koszmar Daniela i jego rodziny jeszcze się nie skończył. Jak relacjonuje "Fakt", sytuacja nie zmieni się do czasu uzyskania dokładnej ekspertyzy telefonu Daniela. Ile to potrwa? Tego nie wiadomo.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polski student zatrzymany w Tunezji
11 czerwca rodzice Daniel polecieli do Tunezji, żeby zobaczyć się z synem. Jak przyznali w rozmowie z "Faktem", po powrocie do kraju potrzebowali pomocy psychologa.
To straszne nie wiedzieć, co go jutro spotka, co go czeka. Każdy w sumie mówi, że dobrze, że już jest poza więzieniem. Ale to tak nie jest. Boję się, żeby przez to sprawa nie została odpuszczona. Bo nie wiadomo, ile to będzie trwało, czy miesiąc, czy ileś lat. To jest tragedia dla nas. Jak stamtąd wróciliśmy, to musieliśmy mieć kontakt od razu z psychologiem, bo to jest dla nas coś strasznego. Dla Daniela tak samo (...) — mówi "Faktowi" matka Daniela.
— Musiałam się przy nim twardo trzymać, ale jak tylko wróciliśmy do Polski, pękłam. Z czego mam się cieszyć, skoro mojego dziecka wciąż nie ma w domu i nie wiadomo, co będzie dalej? — podkreśla zdruzgotana kobieta.
Historia Daniela Dembowskiego poruszyła całą Polskę, ale dziś rodzice 25-latka obawiają się, że sprawa przycichnie i nikt nie pomoże ich synowi. Nie kryją przy tym żalu do polskich władz. Uważają, że nie walczą należycie o swojego obywatela.
Od władz dostaliśmy tylko gwarancję, że mamy kontakt z konsulem polskim w Tunezji. Ale jesteśmy dalej w martwym punkcie. Prosiliśmy o pomoc prezydenta, żeby nam w tej sytuacji pomógł, ale zero odzewu. Nawet pisałam list osobiście, ale nie dostałam nawet informacji, że ten list dotarł. Żadnej odpowiedzi na e-maile, telefony, nic. A tu muszą być naciski od władz polskich w stronę Tunezji, dopiero wtedy coś może pójść do przodu — zaznacza rozmówczyni "Faktu".