Nie była to pochopna decyzja. Aleksandra przez pięć lat planowała, że wytatuuje sobie gałki oczne. Była zdeterminowana i gotowa wyjechać za granicę, żeby wykonać zabieg. W końcu znalazła warszawskie studio tatuażu, które podjęło się tego zadania. Wrocławianka sądziła, że spełni się jej marzenie. Okazało się, że był to początek jej problemów.
Wcześniej przez dwa lata nosiłam soczewki, które całkowicie zakrywały oczy. Stwierdziłam, że to jest coś, z czym dobrze się czuję. Chciałam, żeby te czarne oczy były częścią mnie, dlatego zdecydowałam się na zabieg, który trwale zmieniłby ich kolor. Od pomysłu do wykonania minęło jakieś pięć lat. Studia szukałam rok - opowiadała wrocławianka w ''Dzień Dobry TVN''.
Ola spotkała się z tatuażystą w kwietniu 2017 roku. Już podczas zabiegu zaczęła tracić wzrok w jednym oku.
Piotr A. przekonywał Aleksandrę, że to normalne i wkrótce wszystko wróci do normy. Stało się jednak inaczej. Ola nie tylko nie odzyskała wzroku, ale i zaczęła coraz gorzej widzieć na drugie oko.
Okuliści byli bezradni. Przeprowadzono trzy operacje, które nie przyniosły oczekiwanej poprawy. Obecnie jedno oko Aleksandry zastąpione jest implantem. Na drugie widzi jedynie mieniące się światło.
Zapadł wyrok w sprawie tatuażysty
Jak się okazało, tusz wykorzystany do zabiegu nie miał atestów i tatuażysta nie powinien go użyć do tego typu zabiegu. Ponadto tatuaż został wykonany niezgodnie ze sztuką. Piotr A. zbyt głęboko wbił igłę, przez co tusz rozlał się wewnątrz oka i doszło do porażenia nerwów wzrokowych.
Nie przestrzegano mnie, że to jest niebezpieczne. W internecie nie było żadnych informacji na ten temat – skarżyła się Alesandra w programie ''Dzień Dobry TVN''.
Wrocławianka pozwała salon, a sprawą zajęła się prokuratura. Piotrowi A. postawiono dwa zarzuty: nieudzielenia pomocy poszkodowanej w czasie zabiegu oraz spowodowanie uszczerbku na zdrowiu w postaci trwałego kalectwa.
Pierwszy wyrok w tej sprawie zapadł pod koniec 2022 roku. Tatuażysta miał zapłacić Aleksandrze 150 tys. zł odszkodowania oraz wykonać prace społeczne w wymiarze 30 godzin miesięcznie przez rok. Obrońcy dziewczyny złożyli jednak apelację. Tłumaczyli, że Aleksandra zasługuje na większe odszkodowanie.
Kilka dni temu zapadł drugi, tym razem prawomocny wyrok. Ostatecznie sąd stwierdził, że Aleksandrze należy się wyższe zadośćuczynienie - 200 tysięcy złotych.