Nagranie udostępnione przez byłego wiceministra spraw wewnętrznych Ukrainy Antona Heraszczenkę ukazuje dwóch żołnierzy, którzy chełpią się posiadaniem dwóch ukraińskich koni. Choć uważają, że zwierzęta są posłuszne, to jednak nie podoba im się, że są ich zdaniem zbyt wolne.
Ukraiński polityk kpi z najeźdźców, przypominając, że rosyjskie wojsko nazywano "drugą armią świata" zaraz po amerykańskiej. Wojna w Ukrainie brutalnie zweryfikowała to stwierdzenie, bowiem wojacy Putina nie potrafili zupełnie osiągnąć zakładanych przez siebie celu - dekapitacji władzy w Kijowie, "neutralizacji i denazyfikacji" Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mało tego, porównuje wojaków ze wschodu do armii z czasów Imperium Rosyjskiego, czyli sprzed 1917 roku, kiedy to państwo Romanowów wykorzystywało ludność z najbardziej oddalonych części kraju, w tym przypadku Jakutów, do najazdu na sąsiadów.
"Ci żołnierze pochodzą z Republiki Sacha, regionu niezwykle bogatego w zasoby naturalne. Mimo to rdzenni mieszkańcy Sacha walczą na Ukrainie o skradzione konie, podczas gdy Moskwa napełnia swoje skarbce dochodami z ich diamentów, złota, gazu i ropy" - pisze Heraszczenko.
Sytuacja na froncie w Ukrainie
Choć ukraiński polityk ma z pewnością rację, wytykając zacofanie rosyjskiej armii, to jednak należy zauważyć, że wojska Putina wyciągają lekcję ze swoich błędów z początku wojny. Od jesieni 2024 roku to Rosja ma inicjatywę na froncie i choć robi to bardzo powoli, zdobywa kolejne wioski, dążąc do opanowania co najmniej czterech obwodów, które wedle Putina powinny wchodzić w skład Rosji. Chodzi oczywiście o ługański, doniecki, chersoński i zaporoski.
Niemiecki magazyn "Die Welt" informował w styczniu tego roku, że wedle jego ustaleń Rosjanie dają sobie na ten cel czas do 2026 roku. To by oznaczało, że nie ma żadnych szans na wynegocjowanie pokoju w tym roku. Co prawda najeźdźcy tracą rekordowe liczby poborowych, to jak wiadomo Kreml nie przywiązuje wagi do strat ludzkich.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.