Annie Jacobsen to dziennikarka śledcza i finalistka dziennikarskiej Nagrody Pulitzera. Jej ostatnia książka pt. Nuclear War: A Scenario wyjaśnia, jak wyglądałaby wojna nuklearna i pierwsze chwile po ataku jądrowym na świecie.
Autorka wystąpiła w podcaście Stevena Bartletta pt. The Diary of a CEO, gdzie opowiedziała o tym, jak wyglądałby świat, gdyby na USA lub Wielką Brytanię spadła bomba jądrowa o mocy jednej megatony. Obraz przedstawiany przez dziennikarkę jest przerażający.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Już w pierwszych sekundach ataku z powierzchni ziemi zniknęłoby wiele miast, które spaliłby się w niewyobrażalnej temperaturze ponad 180 milionów stopni Celsjusza.
Błysk światła termojądrowego i temperatura 180 milionów stopni Celsjusza dosięgnęłyby wszystko w promieniu ok. 15 kilometrów. Budynki waliłyby się od wiatru i kolejnych pożarów, które wzniecałyby następne - tłumaczy amerykańska dziennikarka.
Osoby, które przeżyłyby atak, powolnie zaczęłyby umierać w męczarniach. To efekt choroby lub "megapożaru".
Ludzie, którym udałoby się przeżyć, zachorowaliby na zatrucie radiacyjne i zmarliby w męczarniach w ciągu kolejnych minut, godzin, dni lub tygodni. Jeżeli nawet przetrwaliby to, zabiłby ich "megapożar" - wyjaśnia Annie Jacobsen.
"Megapożar" objąłby powierzchnię setek kilometrów kwadratowych. Ekspertka tłumaczy, że żywe organizmy mogłyby obserwować pożogę.
Okazuje się, że atak jądrowy o takiej sile mogliby przetrwać wyłącznie mieszkańcy Australii i Nowej Zelandii.
W tych krajach utrzymałoby się rolnictwo, co dałoby szansę na przeżycie. USA czy Ukrainę pokryłby śnieg. Do tego atak jądrowy uszkodziłby warstwę ozonową tak bardzo, że konieczne byłoby życie pod ziemią - mówi Jacobsen.