Ryszard Lech, dyrektor jednej ze szkół w Miliczu w woj. dolnośląskim jakiś czas temu wywołał niemały skandal. Na jaw wyszło, że od 2017 r. do zajęć języka polskiego, które prowadził, podchodził dość... lekkomyślnie. Nie przeprowadził ponad połowy z nich, pobierając wynagrodzenie.
Te, które się odbyły, były z kolei krótsze niż powinny. Jakby tego było mało, miał też nakłonić dwójkę uczniów, by wpisali się na listę obecności, mimo iż... byli nieobecni. Sprawa wyszła na jaw, gdy dwie uczennice liceum dla dorosłych, które przy placówce funkcjonowało, podobnie jak 12 innych uczniów, nie otrzymało promocji do kolejnej klasy. Przez to klasę rozwiązano.
Wtedy też sprawa trafiła do sądu. Po czterech latach sąd w Trzebnicy zdecydował skazać go na rok więzienia w zawieszeniu na 3 lata i 2 tys. zł grzywny.
"Jestem niewinny"
Nauczyciel, który jest jednocześnie radnym sejmiku województwa z ramienia Nowoczesnej Plus, do winy się jednak nie przyznaje.
Czuję się trochę jak w świecie Kafki, bo zostałem skazany za coś, czego nie zrobiłem. Nie na podstawie dowodów, bo ich nie ma, ale na podstawie pokrętnych i często sprzecznych ze sobą zeznań tylko jednej strony. Ja wciąż nie straciłem wiary w sprawiedliwe sądy – powiedział "Głosowi Milicza" Ryszard Lech.
Dyrektor zapowiada jednak, że będzie walczył o swoje. Już wkrótce ma złożyć apelację, ponieważ wyrok jest nieprawomocny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.