Koszmar, który rozgrywał się w Jordanowie (woj. małopolskie), opisali Szymon Jadczak i Dariusz Faron z Wirtualnej Polski. W trakcie dziennikarskiego śledztwa ustalili, że do znęcania się nad podopiecznymi – obecnie jest ich 47 – sióstr prezentek dochodziło od wielu lat.
Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie okazał się "domem z horroru"
O okrucieństwie, którego dopuszczały się siostry oraz – na ich polecenie – niektórzy pomocnicy, opowiedziały dziennikarzom byłe pracownice oraz rodzice podopiecznych. Większość obecnych w DPS-ie dzieci i nastolatków pochodziła z rodzin patologicznych, co zakonnice skrupulatnie wykorzystywały, wiedząc, że nikt się o nich nie upomni.
Przeczytaj także: Niepełnosprawny opluty i zwyzywany. Jego oprawcy to jeszcze dzieci
Jedną z matek, które zdecydowały się oddać dziecko pod opiekę zakonnic, była m.in. pani Marta. Zdecydowała się na taki krok ze względu na swój zły stan zdrowia oraz chęć zapewnienia całodobowej opieki zarówno niepełnosprawnej intelektualnie Anastazji. Ponieważ wciąż bardzo troszczyła się o córkę i regularnie ją odwiedzała, szybko zorientowała się, że coś jest nie tak.
Czuję się jak w więzieniu. Wszędzie kraty! Tu i tu! I tu! Proszę je: "przestańcie, umiem chodzić". Bronię się. Gdy każą iść do klatki, kopię drzwi z całych sił. Trzymam się rękami. Ale w końcu słabnę i mnie tam wrzucają – przytacza relację córki pani Marta (Wirtualna Polska).
Przeczytaj także: Ksiądz zachęcał do bicia dzieci. W przeszłości był za to karany
Do znęcania dochodziło nie tylko na tle fizycznym, lecz także psychicznym. Na porządku dziennym było obrzucanie podopiecznych obelżywymi i wulgarnymi określeniami, groźby, a także celowe zaniedbywanie, m.in. przez niezmienianie pieluch osobom z niepełnosprawnościami.
Jak nie przestaniesz, to cię zbiję, do ch**a wafla! Wstawaj, k***a! S*&* pod siebie! – podopieczni zakonnic słyszeli takie inwektywy każdego dnia (Wirtualna Polska).
Siostra dyrektorka placówki nie tylko nie reagowała na doniesienia o znęcaniu się nad wychowankami, lecz sama dopuszczała się wobec nich przemocy. Jedną z "popularnych" tortur było zamykanie podopiecznych w tzw. klatce i to właśnie siostra dyrektorka decydowała, kiedy wolno będzie opuścić więzienie. Nie wypuszczano z niej "nieposłusznych" nawet do toalety.
Między prętami część dzieci stawała się jeszcze bardziej agresywna. Inne płakały, obiecując poprawę zachowania. Zasada była prosta: dziecka nie można wypuścić, dopóki nie pozwoli na to siostra dyrektorka – opowiadała Agata, była pracownica DPS-u (Wirtualna Polska).
Przeczytaj także: Bił i więził kobietę. Psa włożył do mikrofalówki
W konsekwencji tortur i poniżania stan psychiczny już niepełnosprawnych intelektualnie, a często i fizycznie, wychowanków jeszcze się pogarszał. Reakcje podopiecznych DPS-u, stanowiące często rezultat niedopuszczalnego traktowania, dodatkowo rozwścieczały siostry. Nie stroniły nie tylko od bicia i zamykania, lecz także przywiązywania powierzonych im dzieci i dorosłych do łóżek.
Nie można tego usprawiedliwiać koniecznością zapewniania komukolwiek bezpieczeństwa. Dziecko przewiązane w pasie sznurkiem czy szalikiem może zrobić sobie trwałą krzywdę, a nawet umrzeć, jeżeli szarpnie się niefortunnie. Dziecko zamknięte w klatce traci elementarne poczucie bycia człowiekiem – podkreśla w rozmowie z WP Joanna Ławicka, pedagog specjalny, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogik.
DPS w Jordanowie jest finansowany, a także nadzorowany, przez Starostwo Powiatowe w Suchej Beskidzkiej oraz Urząd Wojewódzki w Krakowie. Przedstawiciele tych instytucji nie odpowiedzieli na zapytania dziennikarzy Wirtualnej Polski. Otrzymali oni jedynie wiadomość od rzecznika Prokuratury Okręgowej w Krakowie, który przekazał, że Prokuratura Rejonowa w Suchej Beskidzkiej prowadzi śledztwo dotyczące znęcania się nad dziećmi w jordanowskim DPS-ie.
Cały reportaż Wirtualnej Polski można przeczytać tutaj: Piekło u zakonnic. Bicie, wiązanie, zamykanie w klatce. Horror dzieci w DPS pod Krakowem.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.