Do zdarzenia doszło styczniu 2020 roku. Kaija Millar przyjechała do Brook Hotel w Melborne w Australii około godziny 10:00 rano. Weszła do środka, zostawiając swojego syna Eastona samochodzie. Temperatura już wtedy wynosiła 31 stopni Celsjusza.
Zostawiła dziecko w rozgrzanym smaochodzie
Millar spędziła w hotelu cztery godziny i 51 minut grając w bingo oraz pokera. W tym czasie temperatura wzrosła do 37 stopni Celsjusza.
Czytaj także: Śmierć Polaków w Holandii. Rodzina uruchomiła zbiórkę
Kiedy 34-latka wróciła do samochodu, odkryła, że jej dziecko jest półprzytomne, a z jego ust toczy się piana. Spanikowana kobieta wzięła chłopca na ręce i wbiegła z powrotem do hotelu krzycząc przy tym, że jej syn umiera. Kiedy na miejsce wezwano karetkę Millar poprosiła personel hotelu, aby nikt nie mówił jej mężowi, że grała w bingo i zostawiła Eastona w samochodzie.
Kaija okłamała także lekarza i dwie pielęgniarki, którzy przyjechali z pobliskiego centrum medycznego. Powiedziała im, że chłopcu zaszkodził dym, który unosi się w powietrzu po pożarach lasów. Później zmieniła swoją wersję wydarzeń i zarzekała się, że chłopiec był w samochodzie tylko dwie godziny, a ona regularnie go doglądała.
Policja, która została powiadomiona o incydencie sprawdziła nagrania z monitoringu i przesłuchała świadków. Dzięki temu udało się ustalić, że kobieta ani razu nie zajrzała do syna, a w jej samochodzie wszystkie szyby były zamknięte. Nie włączono także klimatyzacji. Kaija została zatrzymana i usłyszała zarzut nieumyślnego spowodowania obrażeń u swojego 14-miesięcznego syna
W czwartek w jej sprawie zapadł wyrok. 34-latka została skazana na trzy lata więzienia. Easton przeżył, ale wciąż musi zmagać się z wieloma powikłaniami.