Sąd w Niemczech zdecydował, że uczeń chory na astmę musi fizycznie uczestniczyć w lekcjach. Nie pomogło zaświadczenie lekarskie o konieczności "specjalnego nauczania" ani strach rodziców i ucznia przed zakażeniem koronawirusem. A przecież szkoły zwiększają ryzyko kilkukrotnie.
Jak sytuacja ma się w polskich szkołach? Redakcja o2.pl zadzwoniła do 20 placówek w stolicy. W 15 z nich odpowiedziano, że uczeń z astmą musi chodzić do szkoły, choć zgłoszenia takiego problemu nie było. W 2 z nich odmówiono odpowiedzi, ponieważ nie było takiego przypadku.
A co jeśli faktycznie takie zgłoszenie będzie? Większość z przedstawicieli placówek nie potrafiła odpowiedzieć na to, jakie są w takim przypadku procedury. Zwolnienie lekarskie mogłoby się okazać pomocne, ale na jak długo? Od jakiego lekarza? Nie wiadomo.
Mimo wszystko odpowiedź zawsze była jedna. Z zajęć szkolnych zwalnia tylko zakażenie wirusem (pomijając inne nagłe przypadki). O chorobach współistniejących zwiększających ryzyko ciężkiego przebycia koronawirusa nikomu nic nie wiadomo.
W jednej z placówek przyznano, że z powodu innej choroby przewlekłej rodzice i uczeń bali się ryzyka zakażenia. Wtedy potrzebne było zwolnienie od lekarza specjalisty z wyraźnym zaznaczeniem, że czynne uczestnictwo w zajęciach zwiększające ryzyko zakażenia może zagrażać życiu. Z oczywistych przyczyn szczegółów nie podano.
Co jeśli zarówno chory uczeń, jak i rodzice boją się zakażenia? Tylko w jednej z 20 szkół dyrekcja wiedziała, co należy zrobić w takim przypadku. Udać się do urzędu miasta. Tam właśnie można szukać odpowiedzi, jakie formalności trzeba załatwić.
Redakcja o2.pl wysłała e-maila do Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy z pytaniem, co zrobić w takim przypadku. Na odpowiedź jeszcze czekamy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.