Pani Monika wybrała jedyną drogę, którą dziennikarze mogli się dostać do i wydostać z budynku medialnego przy stadionie. Ulica była zamknięta, ale tylko dla samochodów. Dziennikarka miała po drodze minąć kilku policjantów.
Już była przy bramie ulicy, na której zaparkowała samochód, kiedy spostrzegła, że wymachując policyjną pałką, pędzi w jej stronę z krzykiem jeden z funkcjonariuszy. Oświadczył jej, że "nie może tu być".
Nie czekał, aż wykonam ruch, zaczął mnie popychać, co było niebezpieczne, bo na nogach miałam wysokie szpilki. Sytuacja była groteskowa, bo ten funkcjonariusz nie umiał mi odpowiedzieć na pytanie: gdzie mam się udać. Prosiłam, żeby przestał mnie szarpać, bo znam przecież język polski i rozumiem co mówi - relacjonowała pani Monika.
Starszy policjant "przekazał" dziennikarkę młodszemu, żeby zaprowadził ją "dalej".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostatecznie przesunęliśmy się kawałek. Nie przeprowadzono mnie jednak w bezpieczne miejsce - za mur, czy bramę. Staliśmy bez celu na chodniku przy ulicy, którą za chwilę przejeżdżali kibice Arki - mówiła pani Monika.
Po przejechaniu kibiców spytała czy może iść do auta. Poprosiła policjanta, żeby się przedstawił, bo chciała złożyć skargę.
Policjant stwierdził, że nie musi się przedstawiać, bo nie podjął wobec mnie interwencji, a poza tym niczego nie widział - mówiła.
Ostatecznie napisała skargę do komendanta powiatowego KPP w Chojnicach i wystąpiła do komendanta Straży Miejskiej w Chojnicach o zabezpieczenie miejskiego monitoringu.
Prokuratura umarza sprawę, dziennikarka staje się podejrzana
Sprawę przejęła Prokuratura Rejonowa w Chojnicach, a następnie prokuratura w Słupsku. Ta ją umorzył, twierdząc że zarzuty dziennikarki to jej "subiektywne odczucie".
Pani Monika, przy udziale pełnomocnika, odwołała się zatem do Komendanta Wojewódzkiego Policji w Gdańsku i dostała wezwanie, do stawienia się w chojnickiej komendzie. W charakterze... podejrzanej. Podstawa? Artykuł 65a kodeksu wykroczeń, czyli celowe niewykonanie poleceń policjanta.
Policja dopatrzyła się złamania przepisów, choć na miejscu nikt Moniki nie spisał, ani nawet nie pouczył. Przez ponad 3 miesiące policjanci wykroczenia się nie dopatrzyli - podkreślają jej redakcyjni koledzy.
"Gazeta Pomorska" podkreśla, że kilka dni przed publikacją artykułu zwróciła się z pytaniami w tej sprawie do Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku i do komendanta w Chojnicach, ale nie otrzymała odpowiedzi.
Czytaj także: Policjanci w Sopocie zatrzymali 20-latkę. Internet huczy
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.