W 2017 roku na podsłuchu znajdowały się telefony trzech dziennikarzy "Washington Post" – donosi dziennik. Miało być to związane z doniesieniami o rzekomej ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w USA. Donald Trump wielokrotnie odpierał zarzuty, że wygrał wybory dzięki pomocy Moskwy, nazywając takie teorie "polowaniem na czarownice".
Dziennikarze "Washington Post" Ellen Nakashima oraz Greg Miller, a także były redaktor gazety Adam Entous otrzymali 3 maja listy, informujące że uzyskano dostęp do ich billingów telefonicznych z okresu od 15 kwietnia do 31 lipca 2017 roku. Wykazy połączeń miały obejmować z kim rozmawiali oraz jak długo. Departament Sprawiedliwości USA nie poznał jednak treści ich rozmów.
Jesteśmy mocno zaniepokojeni tego typu działaniami rządu – pisze "Washington Post".
Czytaj także: Góra pieniędzy dla Trumpa. Astronomiczna kwota
Dziennikarze "The Washington Post" na podsłuchu. Uzyskano dostęp do ich billingów oraz maili
Administracja Donalda Trumpa poza wykazem połączeń dziennikarzy, miała uzyskać także zgodę na dostęp do ich maili. Nigdy jednak ostatecznie nie zdecydowano się na podsłuchiwanie korespondencji elektronicznej.
Okres podsłuchiwania dziennikarzy zbiega się w czasie z publikację na łamach "The Washington Post" historii dotyczącej Republikańskiego senatora Jeffa Sessionsa. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych zwolenników Donalda Trumpa miał podczas kampanii prezydenckiej spotkać się z ambasadorem Rosji w USA Siergiejem Kislakiem.
Departament Sprawiedliwości odpiera zarzuty. "Celem nie byli dziennikarze"
Departament Sprawiedliwości Stanów Zjednoczony broni swoich posunięć z 2017 roku. Głos w sprawie zabrał jego rzecznik Marc Raimondi. Stwierdził, że "celem działań nie byli dziennikarze".
Chodziło o uzyskanie informacji, kto przekazuje tajne informacje na temat obronności kraju mediom, a tym samym łamie przepisy prawa – podkreślił Raimondi.
Stwierdzenia te nie satysfakcjonują jednak w żaden sposób "The Washinton Post". Redaktor naczelny gazety Cameron Barr wezwał Departament Sprawiedliwości USA do "natychmiastowego złożenia wyjaśnień w tej sprawie". Podkreślił przy tym, że było to "nieuzasadnione wtargnięcie w pracę dziennikarzy".
Takie posunięcia zakłócają swobodny przepływ informacji do opinii publicznej – wtórował mu dyrektor Stowarzyszenia Reporterów ds. Wolności Prasy, Bruce Brown.
Media zwracają uwagę, że działania administracji Trumpa to nie pierwszy taki przypadek w historii. Krytyka za podobne posunięcia spadła wcześniej na Barracka Obamę. Za jego prezydentury podsłuchiwani mieli być dziennikarze agencji informacyjnej Associated Press.
Obejrzyj także: Donald Trump a Polska. Tak zapamiętamy jego prezydenturę
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.