Sytuacja widoczna na nagraniu zamieszczonym w sieci, to zjawisko coraz częstsze nad Bałtykiem, a zwierzęta bez lęku podchodzą do ludzi.
I choć na obecność dzików wielu mieszkańców Pomorza wzrusza ramionami, otwartym pozostaje pytanie, czy turyści mogą czuć się bezpiecznie w trakcie urlopu?
Marzena Białowolska-Byrska tłumaczy, że najgorszą możliwą reakcją na nagłe pojawienie się zwierząt jest panika. Gdy tylko zauważymy dziki, powinniśmy zatrzymać się w miejscu, zejść z drogi przemarszu zwierząt i ich nie rozjuszać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Adrenalina w takiej sytuacji sprawia, że od razu się podrywamy. Ludzie w panice często krzyczą, biorą na ręce przerażone dzieci, albo co gorsze sięgają po ręczniki i próbują odgonić pędzące zwierzęta. To najgorsze, co możemy zrobić - podkreśla.
Nawet gdy wydaje nam się, że zwierzę pędzi prosto na nas, lepiej delikatnie wstać z koca i zejść z toru zwierzęcia. Dziki nie widzą zbyt dobrze, ale reagują na ruch. I wbrew temu, jak wyglądają, rozpędzają się bardzo szybko i z wielką siłą mogą uderzyć w obiekt napotkany na swojej drodze.
Jeżeli widzimy dzika, powinniśmy zatrzymać się w miejscu, wtedy on przejdzie bezpiecznie nie zwracając na nikogo uwagi - zapewnia Białowolska-Byrska. - Schodzimy z drogi przemarszu, zachowujemy spokój, ostrożność. I błagam: nie dokarmiajmy tych zwierząt - apeluje.
Zdaniem ekspertki to najlepszy sposób by problem dzików zniknął z polskich plaż. Bo ich obecności blisko ludzi jak podkreśla, jesteśmy winni sobie sami. "Dziki idą tam, gdzie są ludzie, bo jesteśmy śmieciarzami" - tłumaczy.
Ekspertka o dokarmianiu dzików: W każdej chwili może zrobić krzywdę
Prezeska fundacji opowiada, że dziki to bardzo inteligentne zwierzęta, dlatego widząc na plaży kosze pełne resztek jedzenia, zapamiętują te miejsca i odwiedzają je potem z młodymi.
Dodaje też, że gdy dziki są spokojne, ludzie dokarmiają je, nie widząc w tym żadnego zagrożenia. A to błąd.
Ludzie czekający w kolejce rzucają im lody, karmią chipsami. Stawiają obok dzieci i robią sobie selfie. To bardzo niebezpieczne - podkreśla Białowolska-Byrska.
- Jeśli dzik się czegoś przestraszy, w reakcji może ugryźć. To niezwykle twarde zwierzęta, wystarczy, że zbyt energicznie odskoczy, uderzając w nas i obrażenia mogą być bardzo dotkliwe - dodaje.
Dlatego by zmniejszyć populację zwierząt na terenie miasta, włodarze Świnoujścia wpadli na pewien pomysł. W budżecie miasta zarezerwowano już środki na zakup specjalnej substancji, która swoim zapachem ma odstraszać zwierzęta. Jednocześnie środek jest bezpieczny dla środowiska.
Zdaniem Białowolskiej-Byrskiej to może być dobry pomysł pod warunkiem, że płyn będzie rozlewany nie w bezpośrednim sąsiedztwie skupisk ludzkich, a to tam właśnie dziki są największym problemem.
Ekspertka zaznacza też, że o ile zapach może zadziałać początkowo, potem dziki dość szybko się do niego przyzwyczają.
Zapach może wystraszyć dzika na tyle, że w popłochu rzuci się do ucieczki, taranując samochód i wszystko inne co spotka na swojej drodze - mówi ekspertka i tłumaczy, że tego typu preparaty najczęściej stanowią wyselekcjonowane mieszanki olejków eterycznych w zapachu imitujących niedźwiedzie, których dziki bardzo się boją.
Trzymajmy się jak najdalej i bez dokarmiania
Jak więc najskuteczniej przeciwdziałać obecności dzików na plażach w Polsce? Ekspertka mówi wprost: ja najchętniej wlepiałabym ludziom ogromne mandaty za dokarmianie.
Zamiast kupować specjalne środki, lepiej pochylić się w kierunku ludzi i przestrzegać, żeby nie dokarmiali, nie zostawiali resztek jedzenia i nie spoufalali się z dzikami. Za dokarmianie dzików wlepiałabym po prostu wysokie mandaty - mówi.
Beata Bialik, dziennikarka o2