Sceptycy koronawirusa po raz kolejny zebrali się w centrum stolicy Niemiec. Wcześniej tamtejsze władze zakazały aż 16 protestów przeciwników restrykcji związanych z COVID-19.
Według szacunków policji w niedzielę około 5 tys. osób dołączyło do kilku "spontanicznych" demonstracji w różnych częściach miasta. Wcześniej organizatorzy tylko jednego takiego protestu, który ostatecznie został zakazany, mówili, że weźmie w nim udział nawet 22 tys. osób.
Czytaj też: Tragiczny finał kłótni kochanków w Oświęcimiu
Berlin pogrążony w chaosie
Uczestnicy bili w bębny i skandowali hasła takie jak "Pokój, wolność, bez dyktatury!" czy "Żądamy nieograniczonego przywrócenia prawa do demonstracji".
Na ulicach Berlina wybuchł zamieszki. Policja w pełnym rynsztunku próbowała zatrzymać maszerujący tłum. Według rzecznika policji powołującego się na wstępne dane aresztowano około 600 osób.
Śpiący muszą się obudzić. Tracimy wolność - powiedział jeden z protestujących niemieckiej gazecie "Die Welt".
Większość uczestników nie nosiła masek ochronnych. Ignorowała także nadal obowiązujące w Niemczech zasady dotyczące dystansu społecznego.
Maszerujące tłumy kilkakrotnie przebijały się przez kordony policji. W sieci pojawiły się nagrania, na których funkcjonariusze brutalnie chwytają protestujących i rzucają ich na ziemię. W zachodniej części miasta grupa protestujących "próbowała przerwać kordon policyjny i wyciągnąć kolegów".
Dantejskie sceny
Materiały wideo, które pojawiły się w mediach społecznościowych, mrożą krew w żyłach. Widać na nich policjantów biorących udział w walkach na pięści z demonstrantami. Inni uderzają protestujących w brzuch i kopią. Kolejne nagranie pokazuje funkcjonariuszy ścierających się z grupą starszych kobiet.
Rzeczniczka berlińskiej policji powiedziała niemieckim mediom, że przemoc była stosowana tylko w "indywidualnych" przypadkach. Ostatnie nieautoryzowane protesty wywołały gniewną reakcję Wolfganga Schaeuble'a, przewodniczącego niższej izby niemieckiego parlamentu.