Testy na obecność koronawirusa są kluczowe w walce z pandemią. Dzięki nim można odizolować osoby zakażone od zdrowych. Niestety, w jednym ze szpitali w Bangladeszu zbagatelizowano problem i fałszowano wyniki na dużą skalę.
Fałszywe testy na koronawirusa w Bangladeszu
Policja od kilku dni prowadziła obławę na Mohammada Shaheda. 42-latek kierował szpitalem, w którym dochodziło do fałszerstw. Pacjenci otrzymywali negatywny wynik, choć w większości przypadków nawet nie zbadano testów w laboratorium.
Jego szpital przeprowadził 10,5 tys. testów na obecność koronawirusa. 6,3 tys. nawet nie przekazano do badania - komentuje w AFP rzecznik policji z Bangladeszu Ashique Billah.
Jest duże prawdopodobieństwo, że dużo osób, które otrzymały negatywny wynik, w rzeczywistości były zakażone. Władze Bangladeszu przyznają, że działalność Shaheda i jego szpitala mogła przyczynić się do znacznego rozwoju epidemii w kraju.
42-latek był już na granicy z Indiami, gdzie chciał się ukryć przed wymiarem sprawiedliwości. Co ciekawe, przed sądem odpowie nie tylko za fałszowanie wyników. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że brał pieniądze za testy i leczenie COVID-19, choć miało to być darmowe.
Sprawa może mieć fatalne skutki na całym świecie. Wielu obywateli Bangladeszu pracuje poza granicami swojego kraju. Niedawno we Włoszech były przypadki obywateli tego państwa, którzy przylecieli z koronawirusem, choć wcześniej mieli wynik negatywny w ojczyźnie.
Bangladesz jest jednym z krajów, w których jest najwięcej potwierdzonych przypadków zakażenia. W tej chwili jest to ponad 193 tys. osób i 2457 zgonów. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że w rzeczywistości statystyki powinny być znacznie wyższe.
Czytaj także:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.