O sprawie było głośno w całym kraju. Marek N. do Domu Schronienia w Zgierzu wyszukiwał samotnych, niezaradnych życiowo, często niepełnosprawnych umysłowo i starszych osób. Mężczyzna chodził w sutannie i koloratce, omamiał swoje przyszłe ofiary, po to, by przejąć ich oszczędności i nieruchomości oraz przywłaszczać ich świadczenia emerytalne. Tak twierdzi prokuratura.
Podopieczni placówki mieli mieszkać w fatalnych warunkach. Według ustaleń śledczych schorowanymi osobami nikt się nie opiekował, były zagłodzone, zabiedzone. Nie zapewniono im koniecznej opieki medycznej, farmakologicznej, ani obsługi higienicznej.
Zdaniem śledczych w placówce nie zapewniono niezbędnej opieki, warunków bytowych i sanitarnych, umieszczając podopiecznych w wieloosobowych, przeludnionych i nieogrzewanych pomieszczeniach, bez należytej obsługi higienicznej, dbałości o zapewnienie odpowiedniego wyżywienia, utrzymanie czystości, mycie, zmianę pościeli, bielizny i ubrań, konsekwencją czego było m.in. szerzenie się wszawicy i świerzbu - informował PAP.
Czytaj także: Ksiądz ostro o pośle KO. "Nam grozi bałwochwalstwo"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To jednak dopiero wierzchołek góry lodowej, jaką był koszmar pensjonariuszy. Podopieczni Marka N. mieli być przez niego maltretowani psychicznie i fizycznie, poniżani i bici.
Marek N. został zatrzymany w 2016 roku. Okazało się, że mężczyzna w rzeczywistości nie był księdzem, a jedynie członkiem jednego z niewielkich kościołów zarejestrowanych w Polsce.
Prokuratorzy postawili Markowi N. 30 zarzutów, w tym narażenia zdrowia i życia swoich podopiecznych, co miało doprowadzić do zgonu 12 osób. Proces ruszył przed łódzkim Sądem Okręgowym w maju 2022 roku.
"Fałszywy ksiądz" sądzony. Zmuszał podopiecznych do zaciągania kredytów?
W środę 22 listopada br. jako świadek zeznawała Maria B., której brat Sławomir był podopiecznym dwóch ośrodków kierowanych przez Marka N. - w Działach Czarnowskich pod Wołominem i w Zgierzu. 70-latka opowiadała, że pewnego dnia znalazła w pokoju brata dokument, z którego wynikało, że mężczyzna zaciągnął kredyt na 20 tys. zł.
Pan Sławomir miał wyjaśnić siostrze, że został zawieziony do banku, gdzie podano mu dokumenty do podpisania, ale "szczegółów nie pamięta". Pani Maria natychmiast skonsultowała się w tej sprawie z "księdzem", lecz nie otrzymała od niego żadnego konkretnego wyjaśnienia.
Czytaj także: Nowe zasady kolędy? Nie wszędzie. Oto co mówią księża
W sprawie tej zadzwoniłam do księdza Marka, który odparł, że nie ma nic wspólnego z tym kredytem. Potem zatelefonowałam do pani Alda, która była oburzona i krzyczała, że to nie ona, lecz Marek stoi za kredytem brata. Znów zadzwoniłam do księdza Marka, który oznajmił, abym się nie denerwowała i że on wszystko załatwi – zeznała Maria B.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.