Główna część wyborów prezydenckich w Rosji będzie się odbywała od piątku do niedzieli. Choć w niektórych, najdalszych częściach kraju, ruszyło ono już 26 lutego. Niezależnie jednak od tego, ilu Rosjan i jak zagłosuje, zwycięzca będzie tylko jeden. Władimir Putin i jego "Jedna Rosja" nie wypuszczą z rąk rządów w największym kraju świata, którym władają już trzecią dekadę.
Reszta kandydatów to w zasadzie tło lub polityczny folklor. Jedyny, który mógł Putinowi zagrozić, nie żyje. Chodzi o Aleksieja Nawalnego. Opozycjonista, który lata temu rzucił wyzwanie Putinowi, piętnując korupcję systemu, zmarł w tajemniczych okolicznościach 16 lutego. Siedział w kolonii karnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kadik: Wybory są fałszowane, nie wiemy, jak Rosjanie głosują
O tym, że wybory są farsą, mówi o2.pl rosyjski dziennikarz, Lew Kadik. Były zastępca szefa działu polityki krajowej dziennika "Kommiersant" zna rosyjską politykę na wylot. Od kilku lat przebywa na emigracji, mieszka na Łotwie.
Wybory są fałszowane regularnie od 1996 r. Nie wiemy, jak naprawdę głosują Rosjanie. Historia fałszerstw jest tak długa, że nie jesteśmy w stanie uchwycić, jak naprawdę głosują Rosjanie - przekonuje dziennikarz.
W jego ocenie od wczesnych lat 90. ubiegłego wieku nie było równego dostępu kandydatów w wyborach np. do mediów. Nie mogli oni prezentować swoich założeń polityki krajowej czy zagranicznej. Od 1996 r. nie było też, jak mówi, otwartej debaty kontrkandydatów. Nie pamięta, by w takiej debacie telewizyjnej, z innymi kontrkandydatami, wziął kiedykolwiek udział Władimir Putin.
A jednak, na Władimira Putina ktoś głosuje. Kto? Zdaniem Kadika, w pierwszej kolejności są to obywatele związani z sektorem państwowym. Nauczyciele, pracownicy sektora bezpieczeństwa (armii i służb specjalnych), opieki medycznej, usług publicznych itp. Ale także - co może być zaskakujące - spora część rosyjskiej klasy średniej. Dlaczego?
Są beneficjentami jego rządów. Okres rządów Putina był okresem względnej stabilności. Był kandydat, który mógł wyjść naprzeciw oczekiwaniom części społeczeństwa, Borys Nadieżdżin. Niektórzy kremlowscy spin doktorzy dawali mu nawet 30 proc. poparcia. I co się stało? Nadieżdżin został wykluczony z udziału w wyborach - przekonuje Kadik.
Dodaje, że gdyby wybory były uczciwe i wolne, to Putinowi mógłby zagrozić Aleksiej Nawalny. Dowiódł tego w wyborach na mera Moskwy w 2013 r., kiedy stanął naprzeciwko wspieranego przez Kreml Siergieja Sobiania - i zajął drugie miejsce, zdobywając 27 proc. głosów, nie mając jednocześnie z Sobianinem szans ze względu na aparat propagandy. Co zatem ma do zaoferowania Rosji i społeczeństwu Putin?
Obecnie niewiele. Na początku XXI w. dał Rosjanom pieniądze. Powiedział społeczeństwu "możecie być bogaci - ale trzymajcie się z dala od polityki, my o to zadbamy". Wskaźniki ekonomiczne rosły, ukrócono największą korupcję, a ludzie realnie byli bogatsi. Nie mieli więc powodów skarżyć się. Ale to się skończyło po okresie kryzysu 2008-2010 r. - mówi dalej dziennikarz.
Kiedy rosyjska gospodarka zaczęła zwalniać i buksować, Putin zmienił strategię. Kreml przyjął narrację, że to Władimir Putin jest gwarantem stabilności, tego, że nie wrócą traumatyczne lata 90. - biedy, bezrobocia czy wręcz głodu. Kreml zaczął przedstawiać tych, którzy nie godzili się z coraz bardziej drakońską polityką Putina, jako radykałów godzących w stabilność całego systemu.
To była taktyka reżimu. Oskarżać ich o najdziwniejsze rzeczy, tak jak Nawalnego. Przedstawiać przeciwników jako manekiny, kukły. A jednocześnie ograniczać opozycji dostęp do mediów. Nawalny w publicznych mediach rosyjskich? To się nie zdarzyło - opowiada Kadik.
Strach? Nie, ale tak
Czy zatem Rosjanie boją się głosować? Kadik twierdzi, że nie. Nie ma w Rosji kar za brak udziału w głosowaniu, jak w Turcji. Ale - szczególnie w mniejszych miejscowościach, na prowincji - pojawiają się naciski w rodzaju "idź i głosuj na Putina, bo cię wyrzucimy". Rosja oprócz kilku-kilkunastu największych miast wciąż nie jest bogata. A sektor państwowy jest tam najczęściej drugim lub trzecim największym pracodawcą.
Słyszysz, że jak nie zagłosujesz na Putina, to możesz mieć problemy ze znalezieniem pracy. No to idziesz i głosujesz. W wielkich korporacjach, szczególnie wśród kadry inżynierskiej, specjalistycznej, to nie jest takie łatwe. Oni mogą powiedzieć "pie..e się, nie będę głosował, a jak chcecie, to mnie zwolnijcie". Ktoś musi wydobywać gaz czy ropę. Łatwiej zwolnić urzędnika niż specjalistę - dodaje Kadik.
Mówi również, że śmierć Nawalnego nie będzie miała szczególnego wpływu na wyniki wyborów. I to pomimo wielkich marszów i protestów po śmierci Nawalnego. Oraz olbrzymiego rozwarstwienia społecznego. Jak mówi Kadik, w Rosji 1 proc. społeczeństwa kontroluje 80 proc. narodowego majątku.
W Rosji można również głosować elektronicznie, co także daje ogromne pole do fałszerstw. Kadik przekonuje, że nie wiadomo właściwie, jak realnie głosuje połowa kraju. Oraz mieszkańcy terenów okupowanych. Do tego dochodzi brak niezależnych obserwatorów.
Dlatego wyniki tego głosowania są nieprawdziwe i kłamliwe - podsumowuje Kadik.
Przesądzone wyniki
O tym, że wybory będą ustawką, mówi o2.pl także prof. Agnieszka Legucka. Analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych przekonuje, że wybory są już przesądzone. "Frekwencja" wyniesie ponad 70 proc., a poparcie dla Władimira Putina - nawet ponad 80.
Lotne punkty wyborcze, zorganizowane na terenach przez Rosję okupowanych, mogą mu jeszcze dołożyć kilka punktów procentowych, bo tam jego "namalowana" popularność ma być jeszcze wyższa. Badania ośrodków niezależnych dają Putinowi realne poparcie na poziomie ok. 50 proc., natomiast np. Centrum im. Jurija Lewady oficjalnie wskazuje na powyżej 80 proc. - mówi prof. Legucka.
Dodaje, że wielu Rosjan faktycznie uważa, że tylko Putin może być liderem państwa. W jej ocenie, te wybory mają być testem systemu, sprawdzeniem, na ile poszczególne trybiki machiny "grają na Putina". To przede wszystkim przekaz dla elit rosyjskich.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.