Jako pierwszy sprawę opisał facebookowy profil "Scyzoryk się otwiera" zrzeszający mieszkańców Kielc. "Stefan miał zaledwie 5 lat. Był wspaniałym, potężnym psem w typie owczarka niemieckiego. Ważył aż 70 kg i oczywiście nie był rasowy, ale miał spokojny charakter, nie był agresywny, uwielbiał swoją rodzinę, a rodzina jego. Niestety Stefana już nie ma. Zabił go weterynarz, który pomylił adres" - czytamy na początku wpisu.
Do zdarzenia doszło w Janaszowie koło Zagnańska (woj. świętokrzyskie). Na podwórko rodziny Skwarków wszedł, znany im weterynarz, posiadający gabinet w sąsiednim Samsonowie. Od razu trzymał strzykawkę w ręku. Zapytał gdzie jest ich pies. Dlaczego to nie zdziwiło właścicieli psa? Bo ten sam weterynarz od 15 lat przyjeżdżał do nich do domu szczepić ich psy. Wchodził ze strzykawką, szczepił i wychodził - czytamy na profilu "Scyzoryk się otwiera".
- Piesek został przywołany. Weterynarz bez słowa wbił igłę w kark Stefana. Pies zaskowyczał i uciekł w stronę swojego kojca - relacjonuje rodzina.
Czytaj także: "Szczekanie NATO" papieża. Wojciech Mann nie wytrzymał
Stefan do kojca wchodził tylko, gdy sam chciał, a działo się to zawsze kiedy wiedział, że coś przeskrobał – opowiada właścicielka psa. - Dlatego nas to zaniepokoiło i zaczęliśmy go przywoływać. Nie reagował. Wtedy poprosiliśmy weterynarza o wpisanie szczepienia do książeczki zdrowia psa. Odpowiedział, że to nie jest konieczne.
Właściciel psa nalegał o dokonanie wpisu na wszelki wypadek, gdyby na przykład kogoś kiedyś Stefan ugryzł. - Odpowiedź lekarza mnie zmroziła - mówi pan Michał.
On już nikogo nie ugryzie, przecież go uśpiłem – rzekł weterynarz do właściciele Stefana
Właściciele aż zamarli. Kiedy pobiegli do psa okazało się, że już miał drgawki, po chwili zmarł.
Zacząłem krzyczeć do doktora: "coś ty człowieku zrobił"? Ale on już zbierał się do wyjścia, zapytał wtedy – a to nie jest numer 36? - relacjonuje pan Michał.
Weterynarz rzucił książeczkę zdrowia, zabrał 100 zł, które od dostał od właścicieli za "szczepienie" i na odchodne miał powiedzieć: "możecie sobie kupić nowego psa".
Weterynarz pomylił adres – mogło się zdarzyć. Ale nie zażądał podpisania zgody na eutanazję, nie zbadał psa – a nie wolno usypiać zdrowych zwierząt, dał tylko jedną dawkę, czyli zabił psa w męczarniach. Po pewnym czasie zadzwonił do państwa Skwarków z propozycją "dogadania się" - informuje profil "Scyzoryk się otwiera".
O całej sprawie została zawiadomiona policja. Ciało Stefana zostało przewiezione na sekcję zwłok. Funkcjonariusze prowadzą już przesłuchania świadków.