Pani Ewa od urodzenia mieszka w Bieszczadach. W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" opowiedziała mrożącą krew w żyłach historię z czwartkowego grzybobrania. Kobieta wybrała się do lasu na górę Jawornik, za Zatwarnicą. Niestety, oprócz grzybów na swojej drodze natknęła się na... niedźwiedzia.
Podczas spaceru pod górę kobieta usłyszała szelest liści. Myślała, że to być może inni grzybiarze, jednak gdy podniosła głowę jej oczom ukazał się niedźwiedź. - W pewnym momencie usłyszałam szelest liści. Pomyślałam: grzybiarz, kto tym razem? Podniosłam głowę, a tu misiu stoi nade mną, jakieś 15 metrów wyżej - wyznała.
Kobieta zdawała sobie sprawę, że kiedyś może natknąć się na dzikie zwierzę. Z tej okazji do koszyka przyczepiła specjalny dzwonek na niedźwiedzie, który przysłał jej brat mieszkający w USA. Jego dźwięk miał odstraszać misie i informować je, że kobieta jest w pobliżu. Niestety, ten był wyjątkowo ciekawski i nie odstępował Pani Ewy na krok.
Wiem, że nie mogę uciekać. Odwróciłam się i zaczęłam schodzić na dół. Kątem oka widzę, że on idzie za mną. W pewnym momencie nie miałam siły już iść - mówi "Wyborczej" pani Ewa.
Zmęczona kobieta zatrzymała się żeby odetchnąć. Niedźwiedź również stanął i zaczął się jej przyglądać. Kobieta postanowiła gwizdać, by wezwać pomoc, ale nikt jej nie usłyszał. Nie wiedziała, co powinna zrobić, chciała odstraszyć zwierzę, ale bez rezultatu. - Krzyczałam, wrzeszczałam, dzwoniłam dzwonkiem, wzięłam kije, stukałam nimi. On stał dalej. Ruszyłam, a on ruszył za mną. Był 10-15 metrów ode mnie - przyznaje w wywiadzie.
Ciekawski miś odprowadził kobietę do drogi, przy której zostawiła auto. Stanął na dwóch łapach i po chwili odszedł. Pani Ewa odetchnęła z ulgą. Od teraz zamierza nosić ze sobą gaz pieprzowy i na niedźwiedzie. - Teraz, gdy trwa grzybobranie, słychać piły, drwale pracują, ludzi w lesie jest tak dużo, a mimo to można na niedźwiedzia trafić - podsumowała kobieta.
Czytaj także: Pijany niedźwiedź wymagał pomocy. Nagranie podbija sieć
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.