53-letni Paweł od ponad piętnastu pracuje jako ochroniarz w sklepie. Wcześniej był zatrudniony na podobnym stanowisku, ale w galerii handlowej. Dziś wspomina, że z grupami nastolatek od zawsze był problem jednak zazwyczaj był ignorowany.
Gangi nastolatków w galeriach handlowych
Jeszcze dziesięć lat temu wyganiałem dzieciaki z toalet i schodów, bo zaczepiały ludzi, albo robiły mnóstwo hałasu. No i śmieciły, zostawiały na podłodze butelki, opakowania po batonikach, po chipsach. Najgorzej było jednak w tej przestrzeni przed centrum. Tam działy się przeróżne rzeczy i nieraz wzywałem policję, żeby zrobiła z tym dzieciakami porządek - powiedział Paweł, cytowany przez Onet.
Nastolatki nie tylko śmieciły i zakłócały spokój, ale także uciekały się do o wiele gorszych czynów. Młodzież urządzała bójki, przynosiła do galerii niebezpieczne przedmioty. Dochodziło do kradzieży. Na skargi ochrony wiele razy nie reagowano, ponieważ nawet nastolatki nazywano "potencjalnymi klientami".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sklepy inne niż hipermarket otwierały się zazwyczaj o 10.00. Pytałem te dzieci, dlaczego one nie są w szkole. Kilka razy usłyszałem "zaj***ć ci?". Ale zazwyczaj po prostu uciekały albo mówiły, że to nie moja sprawa. Przecież nie jestem policjantem, właściwie nic im nie mogę zrobić — mówi Paweł.
Paweł dodaje, że nastolatki przesiadywały w różnych miejscach, przeszkadzając innym. Często zajmowały toalety i atakowały innych gości. Dodał, że zdarzało się, że piły alkohol i stawały się agresywne. Nikt jednak nie reagował. Czasami pojawiali się ich rodzice, ale mieli pretensje do ochroniarzy lub przypadkowych ludzi, a nie do swoich dzieci.
Żywią się fast foodami, godzinami przesiadują bezczynnie na ziemi i przeglądają rzeczy w telefonach. A przecież powinny być w parku albo uprawiać jakiś sport, grać na instrumencie, być dziećmi - skwitował 53-latek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.