Na coraz większe znaczenie gdyńskiego portu wpłynęły wojna w Ukrainie, a także - wcześniej - polityka 45. prezydenta USA Donalda Trumpa, który za wszelką cenę próbował utrzeć nosa Niemcom. Za jego kadencji w Europie odbywało się więcej ćwiczeń z udziałem wojsk NATO - a większość tych jednostek ćwiczy na swoim sprzęcie.
Sprzęt ten, szczególnie ciężki, przybywa do Europy drogą morską – najbardziej ekonomiczną. Żołnierze zaś trafiają do kraju docelowego drogą powietrzną.
Akcje Gdyni i Gdańska zaczęły iść w górę cztery lata temu. Nie bez znaczenia było to, że w gdyńskim Bałtyckim Terminalu Kontenerowym (Baltic Container Terminal - BCT). operatorem są Filipińczycy, a konkretnie Międzynarodowy Operator Terminali Kontenerowych (ICTSI), który ma podpisane umowy także w innych portach na świecie. Nieprzypadkowo chodzi o porty w krajach, gdzie obecność wojsk amerykańskich jest lub była duża – w Iraku, Chorwacji czy na Filipinach. Port w Gdyni szybko stał się więc głównym i strategicznym terminalem przeładunkowym dla sprzętu wojskowego. Ale nie tylko.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wczesną wiosną tego roku największa światowa linia żeglugowa MSC uruchomiła z Gdyni pierwsze bezpośrednie komercyjne połączenie Polski z portami wschodniego wybrzeża USA. Na linii znajdują się Nowy Jork, Filadelfia czy Norfolk.
Wróćmy jednak do transportów wojskowych. Bieżący rok sprawił, iż można powiedzieć, że przeładunki wojskowe w Gdyni – a konkretnie w Bałtyckim Terminalu Kontenerowym – odbywają się w sposób niemal ciągły.
Największy z nich odbył się w czerwcu. Wyładowano wtedy 1,5 tys. sztuk różnego sprzętu wojskowego, obecny był także ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński. - To nie przypadek, że niszczyciel amerykańskiej Marynarki Wojennej przybił do portu w Gdyni. Zapewniam was - mówił wtedy. Dyplomata spotkał się też wówczas z prezydentem miasta, przedstawicielami portu i żołnierzami USA. Podziękował również operatorowi, czyli Bałtyckiemu Terminalowi Kontenerowemu.
Walka o terminal
I właśnie ten terminal jest tu kluczowy. O status jego operatora toczyły się długie boje, ponieważ ręce chcieli położyć na nim Chińczycy. Temat ten poruszaliśmy w o2.pl kilkukrotnie. Ostatecznie Chińczycy nie spełnili wymogów formalnych oferty i na placu boju pozostali Filipińczycy. Sprawa otarła się o najwyższe władze państwa oraz o cywilny i wojskowy kontrwywiad. Terminal pozostał pod kontrolą Filipińczyków, za którymi dyskretnie stoją Amerykanie.
Wojciech Szymulewicz, prezes BCT, mówi w rozmowie z o2.pl, że intensyfikacja przeładunków wojskowych od 2018 r. zwyżkuje. I raczej nie zatrzyma się na tym, co widzimy do tej pory.
Z terminala o znaczeniu stricte komercyjnym staliśmy się terminalem podwójnego znaczenia. Nasi sojusznicy zaczęli coraz chętniej korzystać z naszych usług. Ostatnie lata potwierdzają ten trend. Jesteśmy coraz bardziej skoncentrowani na wykonywaniu usług przeładunkowych dla wojsk NATO, co jest zauważalne również medialnie. Obserwujemy również widoczną aktywność marynarek wojennych sojuszników. Niedawno w Gdyni gościły na przykład okręty hiszpańskiej i duńskiej marynarki. Znaczenie portu wyraźnie rośnie i to w tempie imponującym – mówi szef BCT.
Nie wiadomo jednak, czy w jakikolwiek sposób doszło do trwałej zmiany podejścia do przeładunku sprzętu wojskowego przez Amerykanów i jakie są powody tej reorientacji. Jednak rosnąca aktywność sojuszników NATO jest w porcie bezsprzecznie widoczna. Gdynia jest częścią sieci portów, z którymi armia USA podpisała dwustronne porozumienia o dostawach sprzętu. Oprócz niej w siatce tej są jeszcze między innymi Rotterdam i port Antwerpia-Brugia.
Przeładunki i dostawy nie dzieją się też w tajemnicy. Amerykanie dość otwarcie pokazują, że dostawy się toczą, publikując zdjęcia na profilach w mediach społecznościowych. Może to więc być chęć pokazania, że zależy im na Europie, Polsce i Gdyni. Jak przekonuje prezes BCT, ostatnie przeładunki to nie koniec.
Mogę powiedzieć, że następny rok będzie również okresem dość intensywnej współpracy z wojskami NATO w tym względzie. Przez lata wypracowaliśmy wysokie standardy bezpieczeństwa, przez co cieszymy się zaufaniem wojsk sojuszniczych oraz polskich sił zbrojnych – twierdzi.
Dlatego zapewne nie bez powodu czerwcowy przeładunek sprzętu z USA zbiegł się w czasie z wizytą niszczyciela rakietowego USS Gravely typu "Arleigh Burke". Podobny do niego okręt pojawił się w gdyńskim porcie w październiku. A na początku grudnia port odwiedziły dwie inne NATO-wskie fregaty: holenderska i duńska. Przedstawiciele dowództwa NATO-wskiej delegacji spotkali się także z wiceprezydentem Gdyni.
W ostatni poniedziałek w gdyńskim porcie gościli prezydent Andrzej Duda i minister obrony Mariusz Błaszczak. Wizyta polskich oficjeli związana była z przeładunkiem czołgów K2 i armatohaubic z Korei Południowej, które mają wejść na wyposażenie Sił Zbrojnych RP. Prawdopodobnie także kolejne elementy z Korei będą trafiały do Polski przez port w Gdyni. Co ciekawe, terminal BCT świadczy usługi na rzecz wojska, mimo znajdującego się w jego bezpośrednim sąsiedztwie portu wojennego.
Dzieje się tak, ponieważ w porcie wojennym nie ma odpowiedniej infrastruktury. Zresztą podobny mechanizm działa w innych krajach, gdzie certyfikowane podmioty komercyjne świadczą usługi przeładunkowe na rzecz wojsk NATO. A Filipińczycy operujący w BTC wszystkie niezbędne certyfikaty mają. W odróżnieniu od próbujących zająć ich miejsce Chińczyków.
Chińczycy nadal próbują
Tymczasem zagrożenie ze strony chińskiej nadal pozostaje istotne dla NATO. Także pod bokiem Polski. W ostatnich tygodniach w niemieckim dzienniku "Tagesschau" pojawiła się informacja, że w ramach głośnego przejęcia udziałów w spółce HHLA w Hamburgu zarządzającej terminalem kontenerowym przez chińskiego operatora COSCO Niemcy mieli ustalać z Chińczykami współpracę przy inwestowaniu w porty polskie.
Wymieniano w tym kontekście porty w Gdyni i Gdańsku. Awantura o port w Hamburgu była zresztą bardzo głośna. Decyzję o sprzedaży udziałów w terminalu kontenerowym w Hamburgu podjął niemiecki kanclerz Olaf Scholz, przy głośnym sprzeciwie niemieckiego MSW oraz niemieckich służb specjalnych. Ostatecznie po wielu protestach - w tym ze strony NATO - Chińczycy przejęli poniżej 25 proc., zamiast awizowanych 35 proc., co pozwalałoby na aktywną kontrolę zarządczą.
Były zresztą poważne obawy, czy podobna sytuacja nie powtórzy się w Gdyni. Pojawiały się głosy, że polskie porty chroni prawo, które uniemożliwia przejęcie właścicielskie. Państwo zawsze będzie sprawowało pełną kontrolę nad tak istotnym elementem infrastruktury krytycznej, jak port przeładunkowy o strategicznym znaczeniu. Co nie jest do końca zgodne z prawdą. W Gdyni właśnie mamy funkcjonującą na terenie ponad 20 hektarów i z dostępem do ponad pół kilometra nabrzeża firmę chińską Hutchison Ports wraz z własnym terminalem.
"Gdyńkong" się nie powtórzy?
Dzierżawa ta jest Chińczykom przyznana na 99 (!) lat, podobnie jest z portami w Australii i Kambodży. Mimo że terminal znajduje się na terenie portu, to nie podlega portowi. To pozostałość przejęcia blisko 20 lat temu spółki po Stoczni Gdyńskiej, która w swoim majątku miała właśnie ten teren w dzierżawie wieczystej. W ten sposób, bez zakupu terenu i zgody Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, Chińczycy weszli do portu. Nie podlegają prawu portowemu oraz nie płacą opłat dzierżawczych.
Na domiar złego pojawiają się koncepcje zmiany prawa dzierżawy wieczystej i umożliwienia również firmom przekształcenia dzierżawy wieczystej na własność. Z tego względu może pojawić się obawa, że teren w porcie Gdynia trafi w chińskie ręce. Chyba, że zostanie objęty regulacjami, przewidzianymi dla wszystkich innych dzierżawców.
Dochodziły do mnie głosy o zaniepokojeniu tematem możliwego bardziej intensywnego wejścia kapitału chińskiego w port gdyński. Nie mogę powiedzieć, że nie widzę tych doniesień medialnych. Nie chcemy jednak tego komentować. Robimy swoje w sposób transparentny i zgodnie z obowiązującymi przepisami – mówi Wojciech Szymulewicz.
Jeszcze w styczniu br., gdy toczył się przetarg na obsługę BCT, jeden z urzędników z resortu odpowiedzialnego za gospodarkę, wyrażał poważne obawy o los portu. W rozmowie z o2.pl mówił, że albo będziemy mieli polską Gdynię, albo chiński "Gdyńkong". Na szczęście, wizja ta nie została zrealizowana.
I choć sprawa dzierżawy terminala BCT jest już zamknięta, to Chińczycy wciąż pozostają w grze o Port Zewnętrzny. Niedawno minął rok od wydania decyzji środowiskowej o jego budowie, w maju ruszyły badania dna morskiego. Warta 4 mld zł inwestycja ma być największą w historii gdyńskiego portu. Zaś partner ma zostać wybrany tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2