Sprawę opisał portal abc.net.au. Pożary "czarnego lata" spowodowały ogromne zniszczenia i wielomilionowe straty na terenach południowo-wschodniej Australii. Okazało się, że oprócz śmiercionośnej siły zasiały nowe życie w oddalonym o setki kilometrów oceanie.
Bogaty w żelazo popiół i dym z pożarów spadły z atmosfery do Oceanu Południowego. Spowodowało to ogromne zakwity glonów między Nową Zelandią a Ameryką Południową. Te zaczęły pojawiać się na zwykle opustoszałych wodach w październiku 2019 roku. Według badań opublikowanych w "Nature", w największym miejscu zakwity obejmowały obszar większy niż cała Australia. Zjawisko może nie ograniczać się tylko do Oceanu Południowego.
Głos w sprawie zabrał również Richard Matear. Naukowiec zajmujący się oceanami i klimatem z CSIRO i współautor badania przekazał bardzo istotne spostrzeżenia dotyczące zjawiska. Uczony twierdzi, że praca pokazuje, jak zdarzenia takie jak pożary buszu mogą mieć głęboki wpływ na znacznie odległe ekosystemy.
To dobry przykład tego, jak biosfera ziemska łączy się w interesujący sposób z oceanem – powiedział dr Matear.
Glony materializują się, gdy organizmy jednokomórkowe — glony, zwane również fitoplanktonem — szybko się rozmnażają. Same organizmy mogą być mikroskopijne, jednak ich ogromne zakwity można zauważyć z kosmosu. Te mogą mieć zróżnicowany charakter m.in. sezonowy.