Pan Stanisław od 10 lat prowadzi niewielkie gospodarstwo w Gronkowie. Obecnie ma 8 krów dojnych i 2 jałóweczki roczne. - To jest dla mnie chyba hobby i zajęcie, tak żeby było co robić - mówi w rozmowie z portalem Podhale24.
Czytaj także: Pokazał ceny warzyw w Kauflandzie. Mamy komentarz sieci
Pani Beata z Leśnicy, która oprócz bydła ma konie, kozy, owce, kury i kaczki. Kobieta ubolewa nad tym, że małe gospodarstwa są nieopłacalne.
- Większe gospodarstwa są opłacalne z tego względu, że to mleko do mleczarni się odda, to przynajmniej ta gazdówka zarobi jakieś pieniądze. Dotacje też się dostaje, o ile spełni się kryteria, a nie zawsze da się radę. Ja na przykład dzierżawię dużo pola, swojego nie mam Bóg wie ile, ale dużo dzierżawię, a za to dopłat nie dostaję. Skoszę, wypasę krowy i to tyle. Jednak gdyby się coś stało, to to mleko do przerobu jest, można z tego coś zrobić, także myślę, że z głodu nie umrzemy - mówi gospodyni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem gospodarzy z Podhala ceny mleka nie dorównują ilości pracy, jaką muszą włożyć rolnicy w jego mleka.
- Z tego co mi ostatnio mówili, to mleczarnia płaci po 1,60 zł, to jest za mało. Za bele trza zapłacić, to jest masa pieniędzy i pracy, pierwsze trzeba to skosić, ograbić, potem za bele zapłacić - tłumaczy pani Beata.
Gospodarstwa rolników Podhala czeka prawdopodobnie powolny upadek. Dzieci gospodarzy nie planują pracować przy zwierzętach.