Funkcjonowanie w Rosji prywatnych firm wojskowych jest - formalnie rzecz biorąc - zakazane. Nie dotyczy to jednak Grupy Wagnera. A także, prawdopodobnie, nowej formacji, której powstanie ma sfinansować Gazprom. Takie wiadomości pojawiają się w rosyjskich mediach.
"Potok", bo tak nazywać się ma formacja, to najemniczy batalion. Jego istnienie było dotąd mało znanym sekretem. Co ciekawe, na światło dzienne wydał go... Jewgienij Prigożyn, który w jednym z nagrań z Ukrainy opowiedział o istnieniu batalionu o nazwie "Potok". Takich batalionów ma być trzy, a finansować ma je Gazprom.
To nowość na mapie rosyjskich formacji zbrojnych. Istnienie finansowanej przez Prigożyna Grupy Wagnera to fakt znany powszechnie. Są też i inne, mniej znane i rozpoznawane formacje. Ale istnienie wojsk finansowanych przez Gazprom to coś nowego wśród zmilitaryzowanych rosyjskich grup.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Informacje, że w Rosji powstają nowe grupy najemników przekazywał jeszcze w lutym ukraiński wywiad wojskowy HUR. Służby naszego sąsiada powołały się wtedy na rzekomy dokument rosyjskiej administracji rządowej, który potwierdzał stworzenie grupy zbrojnej przez Gazprom, a konkretnie przez jego spółkę-córkę, Gazprom-Nieft.
W piątek zaś, z żołnierzami batalionu miał rozmawiać w Ukrainie Jewgienij Prigożyn. Mieli być oni wymęczeni, brudni i skarżyli się na wyposażenie. Jednocześnie, zdaniem Prigożyna, ich pensje miały być ogromne. Jeśli faktycznie opłaca je Gazprom, to istnieje możliwość, że spółka faktycznie wynagradza żołnierzy sowicie, bo jest to jedna z najbogatszych rosyjskich spółek państwowych.
O formacji wiadomo, póki co bardzo niewiele. Rosyjski dziennikarz, Maksym Towkajlo twierdził, iż jest to dowód na to, że część rosyjskich elit ma na celu jeśli nie doprowadzenie do wygrania wojny w Ukrainie, to przynajmniej utrzymanie przy władzy samego Putina. A prezes Gazpromu, Aleksiej Miller, rządzący gazowym gigantem od 22 lat jest w ścisłym kręgu rosyjskiej władzy. Jeśli faktycznie zarządzana przez niego firma stworzyła własną grupę najemniczą, to powodów - jak mówi były analityk Agencji Wywiadu, Robert Cheda - może być co najmniej kilka.
Gazprom, najemnicy i człowiek władzy
W jego ocenie, taki krok, nawet jeśli pozornie bezsensowny, wcale taki nie jest. Analityk mówi, że przede wszystkim źle świadczy to o stanie rosyjskiej armii. Gazprom może gwarantować lepsze warunki socjalne, bytowe. Zdaniem majora Chedy, to również dowód na to, że Rosjanie szukają wzmocnień.
Brakuje im specjalistów: kierowców, artylerzystów, operatorów BWP – żołnierzy stanowiących pewną "górę" armii. Bo mobiliki są dobre do rozpoznania bojem i szturmów na pola minowe - mówi o2.pl Cheda.
- To szansa na stworzenie struktury w pełni bojowej, za pieniądze Gazpromu. Istotne, bo prezes Gazpromu, Aleksiej Miller to człowiek Putina, na wskroś - dodaje Cheda.
Przypomina również, że Aleksiej Miller to niebywale ważna postać w układance rosyjskiej władzy. To człowiek mający nad sobą parasol ochronny, roztoczony przez samego Putina. Kilka lat temu próbę ekspansji na sektor gazowy podjął inny oligarcha, zarządzający spółką Rosnieft, Igor Sieczin. Putin te plany zablokował.
W ocenie Roberta Chedy, Miller ma wśród rosyjskich władz status nienaruszalnego. Podobnie jak prezes zbrojeniowego giganta Rostec, Siergiej Czemiezow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, Nikołaj Patruszew, czy minister obrony, Siergiej Szojgu.
Nieufność tyrana?
Analityk podrzuca też jednak inny trop, nie mniej ważny. Przekonuje, że może to być sygnałem, iż Władimir Putin nie ufa temu, co już istnieje – swoim służbom i zbudowanym strukturom. Stworzenie czegoś takiego, innej struktury, bezgranicznie wiernej i oddanej może być, jak mówi, faktycznie formą dodatkowego zabezpieczenia na wypadek np. przewrotu pałacowego.
A przecież takie struktury są i działają. Jest mająca ogromne kompetencje i licząca kilkadziesiąt tysięcy funkcjonariuszy i żołnierzy Federalna Służba Ochrony, mająca chronić rosyjskich polityków. Samego Putina chroni oddzielna formacja ochrony prezydenta. Jest także pułk kremlowski.
Takie tworzenie alternatywnych systemów zabezpieczeń czy nawet "grup pacyfikacyjnych" jest zresztą typowe dla systemów autorytarnych. Jeśli tak jest, to inny byłby profil pozyskiwanych rekrutów - przekonuje major Cheda.
- Tworzenie takiej formacji może być sygnałem, że z jednej strony Putin nie ufa temu, co już jest i działa, a z drugiej pokazuje, że w przypadku jakiejś formy "puczu" lub "przewrotu" będzie miał kto go chronić - wyjaśnia w rozmowie z o2.pl Cheda.
W takim układzie, jak twierdzi, należałoby utworzenie "batalionów Gazpromu" potraktować jak wylanie zimnego prysznica na głowy osób, mogących planować jakiś przewrót. Choć można też odczytać to jako sygnał, że Władimir Putin czegoś się obawia, że coś może w relatywnie krótkim czasie się wydarzyć i chce się przed tym nieznanym czymś zabezpieczyć - konkluduje oficer wywiadu.
PMC? Proszę bardzo!
Analityk wojskowy, ppłk rez. Maciej Korowaj mówi zaś o2.pl, że rozwój prywatnych firm wojskowych będzie w Rosji postępował. Tzw. PMC - private military companies - będą potrzebne Kremlowi do możliwości zachowania projekcji siły na Południu, na Bliskim Wschodzie czy w Afryce. Ale nie tylko.
Poza tym, PMC to nie regularne wojsko. Nie liczy się strat. A politycznie też hybryda - łatwiej się odciąć, niż przy użyciu regularnej armii. A takie "wyprawy" jak wysłanie kontyngentu do Syrii już w Rosji nie przejdą - mówi oficer.
Nie dziwi go, że nowa formacja powstała pod skrzydłami Gazpromu. Przekonuje, że tam łatwiej ukryć finansowanie poza budżetem. A poza tym, jak przekonuje, Władimir Putin zawsze dzieli funkcje, ponieważ "nie lubi monokultur". Tym bardziej w kwestii tak istotnej, jak prywatne formacje wojskowe.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.