Andrzej Lis, honorowy krwiodawca, gościł ostatnio w programie "Dzień Dobry TVN". W rozmowie z dziennikarzami 68-latek wyjaśnił, jak i kiedy rozpoczęła się jego historia z oddawaniem krwi dla potrzebujących.
To było 17 sierpnia 1974 roku. Mieszkałem wtedy w Tarnowie. Przyszedł do mnie szwagier i mówi, że był wypadek na Azotach w Tarnowie i zapytał, czy bym nie oddał krwi. Powiedziałem, że nie ma problemu i tak się zaczęła ta piękna przygoda - mówił Lis.
Czytaj więcej: Mieszkańcy Ursusa mają dość! "Typowa dyskusja na płotterze"
Mężczyzna ma już na swoim koncie 226 wizyt w centrach krwiodawstwa. Do tej pory podzielił się aż 102 litrami tego życiodajnego płynu. Ten fakt pozwolił mu stać się rekordzistą, którego zapisano na kartach Księgi Rekordów Guinnessa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oddał aż 102 litry krwi. Polak rekordzistą Guinnessa
Choć senior właśnie kończy kilkudziesięcioletnią historię z oddawaniem krwi, to na swoje miejsce znalazł już godnego następcę. To jego wnuk 18-letni Nikodem Olchawa.
Czytaj więcej: Sensacyjne wieści ws. Jacka Kurskiego. Ogłosił wielki powrót
- Rozmawialiśmy z dziadkiem o tym, że będzie to pierwsze oddanie i dziadek wtedy skojarzył, że to podobny termin, kiedy on będzie oddawał ostatni raz. Tak narodził się pomysł, żeby dziadek oddał ostatni raz, a ja pierwszy - mówił nastolatek.
Andrzej Lis zdradził, że podczas ostatniego pobrania krwi "polała się u niego łezka" wzruszenia. - Jeżeli udało się komuś uratować zdrowie i życie, to warto było, bo na to nie ma ceny - skwitował 68-latek.