Kim Dzong Un zniknął z państwowych mediów na trzy tygodnie. Ta niezwykle długa nieobecność doprowadziła do licznych spekulacji m.in. na temat możliwych następców dyktatora
Wysoko postawieni informatorzy, pochodzący z Korei Północnej spekulowali, że przywódca cierpi na poważną chorobę, a nawet może już nie żyć. Takie informacje przekazał zarówno uciekinier z Korei Północnej i działacz na rzecz praw człowieka, Ji Seong-ho, jak i były zastępca ambasadora Korei Północnej w Wielkiej Brytanii, Thae Yong-ho, obecnie obaj zasiadają w południowokoreańskim parlamencie.
Czytaj także: Kim Dzong Un nie żyje? "Jestem pewny na 99 proc."
Wątpliwości rozwiało pojawienie się nowych materiałów w mediach, ukazujących pierwsze publiczne wystąpienie Kima. 2 maja przywódca pojawił się osobiście na ceremonii przecięcia wstęgi z okazji otwarcia fabryki nawozów.
Teraz dyplomaci przepraszają za swoje słowa. Po tym, jak informacje o stanie Kim Dzong Una okazały się fałszywe, północnokoreańscy dyplomaci żałują wypowiedzianych słów.
Zdaję sobie sprawę, że jednym z powodów, dla których wielu z was głosowało na mnie jako prawodawcę, jest oczekiwanie dokładnej analizy i prognoz dotyczących kwestii północnokoreańskich (...) Czuję się winny i odpowiedzialny. Bez względu na powody, przepraszam wszystkich - cytuje słowa Thae Yong-ho agencja Reuters.
Zobacz także: Kim Jo Dzong. Cały świat patrzy na nią. To ona miałaby przejąć władzę w Korei Północnej
Przez ostatnie kilka dni zastanawiałem się nad sobą i wagą swojego stanowiska. Jako osoba publiczna w przyszłości będę zachowywać się ostrożnie - mówił Ji Seong-ho, przekazuje agencja Reuters.
Pochopne wypowiedzi skrytykowała także Partia Demokratyczna, rządząca w Korei Południowej. Jeden z członków partii nalegał, by wykluczyć polityków z komisji wywiadu i obrony.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.