Widmo wojny wisi nad Ukrainą. Na granicy rosyjsko-ukraińskiej koncentrują się wojska Federacji Rosyjskiej. Dookoła Ukrainy ma być, według szacunków analityków, nawet około 150 tysięcy żołnierzy. Kolejne siły rosyjskie docierają także na Białoruś, gdzie mają się odbyć duże, wspólne ćwiczenia obu krajów.
Zagrożenie zdaje się być realne. Na tyle, że trwają rozmowy USA-Rosja o kształcie ładu w Europie, a kolejne kraje wysyłają wsparcie wojskowe i materiałowe na Ukrainę. Wielka Brytania przekazała Ukraińcom kilkaset wyrzutni pocisków przeciwpancernych, Niemcy ślą hełmy wojskowe. Na Bałtyku trwają ćwiczenia osłony transportu morskiego z udziałem polskich okrętów.
Czy Polska także powinna mieć powody do niepokoju? Wszak rosyjskie wojska na Białorusi będą ćwiczyć i gromadzić się niedaleko naszych granic. Wiele osób zadaje sobie pytanie o możliwość agresji na nasz kraj. Czy jest to realne i czy powinniśmy się obawiać wizji rosyjskich czołgów w Polsce? Rosjanie są m.in. w Brześciu, mieście tuż przy granicy.
Ekspert Fundacji Stratpoints, płk Maciej Matysiak, przekonuje, że nie. Dlaczego? Bo atak na Polskę byłby atakiem na NATO. A na tę opcję Rosja nie może sobie pozwolić. Bo w starciu z siłami całego Sojuszu Północnoatlantyckiego Rosja nie miałaby wojskowo szans.
Na dziś jest tak, że NATO i Zachód na drabinie eskalacyjnej weszły na poziom Putina, wysyłając mu odpowiedź, że nie ugną się przed jego żądaniami i nie cofną się. Rzecznik Kremla, Pieskow powiedział, że widzi możliwość kontynuacji dialogu z USA, ale rosyjskie żądania nie zostały wzięte pod uwagę. Amerykanie twardo mu się sprzeciwili, odsyłając go, mówiąc kolokwialnie, "na drzewo". Trzeba więc postawić pytanie – jakie koszty będą do zaakceptowania przez rządzących Rosją. Nie wiemy, kto w tej chwili doradza Putinowi. Nie wykluczam wariantu, że służby wywiadowcze mogą też "pompować" prezydenta pod jego oczekiwania i pchać go do wojny, wypełniając w ich mniemaniu oczekiwania władzy – mówi płk Matysiak.
Nieco inaczej sytuacja przedstawia się z samą Ukrainą. Jednak, w ocenie płk Matysiaka, nie jest to sytuacja beznadziejna dla naszych wschodnich sąsiadów. Trwają rosyjsko-amerykańskie rozmowy. Od niech i od tego, co wytarguje Putin, który zdaje sobie sprawę, że przelicytował i rosyjskie żądania - np. wycofania wojsk NATO do granic z 1997 r. - będą nie do spełnienia. Musi jednak pokazać się jako twardy negocjator, bo w innym przypadku zagrożona może być jego pozycja lidera obozu władzy w Rosji.
Były wiceszef kontrwywiadu wojskowego dodaje, że Rosja, nawet gdyby zdecydowała się na atak frontalny na Ukrainę, nie byłaby w stanie utrzymać ani długo okupować zajętego terenu. Także siły wojskowe Rosji, choć imponujące, nie są dość duże, by podjąć operację wojskową o takiej skali (czyli zajęcie całego terytorium Ukrainy czy ewentualnie na wschód od Dniepru). Na to nakładają się także kwestie wydłużenia linii zaopatrzenia: w broń, amunicję, części zamienne czy nowe maszyny. Co więc mogą zrobić Rosjanie?
Na przykład uznać niepodległość samozwańczych republik na wschodzie Ukrainy i - na ich zaproszenie - skierować tam swoje wojska. Należy zwrócić uwagę, że Rosyjska Duma przygotowała projekt ustawy o uznaniu niepodległości tych separatystycznych republik. Wtedy sytuacja Ukrainy byłaby jeszcze trudniejsza. Moskwa może też mocniej zaktywizować separatystów do zaostrzenia walk w Doniecku. Może też próbować "wyrąbać" korytarz lądowy do Krymu, którego utrzymanie kosztuje Rosję ogromne pieniądze. Tyle, że ta opcja oznacza już wejście na teren Ukrainy - tłumaczy o2.pl płk Matysiak.
W ocenie oficera Rosjanie grają przede także o pieniądze, jakie mogłaby dostarczyć im sprzedaż gazu Europie za pomocą Nord Stream II oraz możliwość wyłączenie tym samym Ukrainy z tranzytu gazu gazociągiem "Przyjaźń".
Inna jest także sytuacja wojskowa samej Ukrainy. W 2013-2014 r., podczas agresji na Krym i Donbas, ukraińska armia była słabsza, gorzej wyposażona, wyszkolona i dowodzona. Część dowódców, np. dowódca ukraińskiej marynarki wojennej na Krymie wprost poddała jednostki i opowiedziała się po stronie Rosji. Przez czas, jaki minął od Krymu, Ukraińcy zrobili w tej materii duży postęp. Na Ukrainie wciąż są zresztą amerykańscy doradcy wojskowi. Do tego, Ukraińcy mają duże wsparcie informacyjne i rozpoznawcze ze strony krajów NATO.
Płk Matysiak dodaje również, że w tym aspekcie dziwi swoista bierność Polski. W jego ocenie powinniśmy bardziej zaangażować siły i zaproponować Ukraińcom konkretne wsparcie materiałowe, np. w postaci sprawdzonych podczas wojny w Gruzji wyrzutni przeciwlotniczych GROM, nadwyżek broni i amunicji z wojskowych zapasów. Wskazuje również na potrzebę większej aktywności Polski na arenie dyplomatycznej czy informacyjnej.