Nadaw Ejal pisze w dzienniku "Jediot Achronot", że "szczyt w Genewie nie przyniósł żadnych istotnych rezultatów". "Przywódca silnego militarnie, ale słabego gospodarczo i właściwie pod każdym innym względem państwa, spotkał się z przywódcą ważnej i najbogatszej potęgi świata jakby byli sobie równi" - zaznacza komentator.
Czytaj także: Pogoda. Upały atakują! IMGW wydało ostrzeżenia
Jakby to był 1985 rok i jakby to byli Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow, którzy również spotkali się na szczycie w Genewie. A przecież dla Putina upadek Związku Radzieckiego to ‘największa katastrofa XX wieku’, więc można zrozumieć, dlaczego symbolika takiego spotkania jest dla niego tak atrakcyjna - dodaje Ejal, twierdząc, że za wygranego może uważać się Putin, bo kolejni prezydenci USA muszą dojść do porozumienia z nim.
"Haarec" spostrzega natomiast, że choć Biden przybył do Europy z chęcią stworzenia infrastruktury dla "odnowionej koalicji demokracji, która ma stawić czoła reżimom autokratycznym", to "do Genewy przyjechał nie po to, by osiągnąć konkretny cel, ale przede wszystkim promować kanał dialogu".
Biden, podobnie jak Putin, jest wielkim zwolennikiem rozmów twarzą w twarz. Szczyt ma na celu przekazanie bezpośrednich i jasnych komunikatów dotyczących czerwonych linii Stanów Zjednoczonych. Biden postrzega Rosję jako drugorzędne zagrożenie, za Chinami, ale doskonale zdaje sobie sprawę z jej zdolności do podważania porządku światowego, a nawet polityki wewnętrznej w USA - analizuje Natanel Szlomowic ze wspomnianej gazety.
Takie nadzieje ma Joe Biden?
Ekspert "Haarec" próbuje również wyjaśnić, jaką strategię ma Joe Biden.
Prezydent USA ma nadzieję, że jeśli potraktuje Putina tak, jak sam Putin, widzi siebie jako przywódcę równorzędnej do amerykańskiej potęgi, to będzie możliwe przedefiniowanie norm i reguł ‘rywalizacji’ po raz pierwszy od upadku bloku sowieckiego - podsumowuje.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.