O pseudohodowlach w Polsce mówi się coraz częściej. Sprzedawcy przedstawiają zwierzęta jako rasowe, ale w o wiele niższej cenie, niż te z certyfikowanych hodowli. Swoim klientom spotkania proponują zazwyczaj "w połowie drogi" lub poza samą "hodowlą". Koty z Jasła to przykład tego, co może dziać się za drzwiami domów takich sprzedawców zwierząt.
Interwencja miała miejsce we wrześniu. Wolontariusze trzykrotnie musieli sprawdzać dom. Hodowcy mieszkali w nim z ponad setką kotów. Wszystko było w odchodach a na odór skarżyli się nawet sąsiedzi.
To, co zobaczyłyśmy, będzie w nas siedziało jeszcze długo… Koty były wszędzie, a ich odchody znajdowały się w całym w domu, począwszy od podłogi w piwnicy, przez pościel w sypialni, na poddaszu skończywszy - relacjonuje OTOZ Animals Krosno.
Właścicielka hodowli wraz z córką szarpały nas i policjantów, jedna z naszych inspektorek została podrapana i kopnięta, inna uderzona w głowę. W naszą oraz asystujących nam policjantów stronę leciały bluzgi i wyzwiska jak z rynsztoka. Jedna z Pań usiłując wyprowadzić nas z równowagi przechylała się niebezpiecznie przez barierkę balkonu i nieustannie nas prowokowała, obrażała, jednocześnie nagrywając wszystko telefonem. Kocięta w najgorszym stanie zostały ukryte w szafie! - czytamy w relacji inspektorów
Zabrane koty były w tragicznym stanie, potrzebowały natychmiastowej pomocy weterynaryjnej. Zapchlone, brudne, zarobaczone. Miały zaropiałe oczy, a niektóre nie były w stanie się już nawet wypróżniać. Kilku nie udało się już uratować.
Czytaj także: Zakanale. Makabryczne odkrycie w studni
OTOZ Animals z Krosna sprawę przekazało w ręce prokuratury. Zwierzęta, którym udało się przeżyć, trafiły do domów tymczasowych, gdzie mają zapewnioną odpowiednią opiekę. Jak donosi "Gazeta Wyborcza" właściciela pseudohodowli odgrażała się wolontariuszom, dlatego miejsce pobytu kotów pozostanie tajemnicą.
Niestety wiele z nich wciąż potrzebuje leczenia. Wstępnie na diagnostykę, leczenie i lecznicę potrzebne jest 100 tys. zł. Koty wesprzeć można TUTAJ.