Monika Wilgorska-Stanewicz ma 42 lata. Pochodzi z Torunia, jest mężatką i ma 11-letnią córkę. Mieszkała na Śląsku.
Tutaj są Moniki rzeczy, zegarek, który zostawiła… To jest, jak żeśmy ostatnie tu spędzili dni i noce. Paliły się świeczki. Do dnia dzisiejszego stoją niewyrzucone - powiedział "Interwencji" Mariusz Pikuła, partner zaginionej Moniki.
Pana Mariusza poznała w internecie. Też był po rozwodzie, zaiskrzyło. Od jakiegoś czasu jednak się między nimi psuło. "Były sprzeczki" - przyznaje mężczyzna.
Partner jest zamieszany?
Według relacji rodziny zaginionej partner miał się nad nią znęcać. Pani Monika miała wysyłać siostrze zdjęcia poobijanej twarzy i siniaków.
Pan Mariusz twierdzi jednak, że nigdy partnerki nie uderzył. Siostra Dorota Jóźwiak mówi, że po zaginięciu siostry znalazła jej pamiętnik, w którym wszystko opisała.
Czytaj też: Dramat w szkole. 11-latek doznał poważnego urazu
Uderzałeś mnie w twarz, ciągnąłeś za włosy, okładałeś rękoma po plecach, wyzywałeś… słowami ku*wa, franca, suka, szmata – brzmi fragment wpisu w pamiętniku.
Prokuratura twierdzi, że nie ma wątpliwości, że napisała to zaginiona. W pamiętniku było nawet napisane, że chodzi o niego. Partner kobiety jednak wszystkiego się wypiera.
Trudno nam sobie wyobrazić, aby ten fragment dziennika był autentyczny, jak sięgam pamięcią do różnych podręczników kryminologicznych, takie zapiski się raczej nie zdarzają w tej postaci. Żeby ofiara z imienia i nazwiska wskazywała – ty jesteś moim katem – twierdzi Mariusz Orliński, adwokat Mariusza Pikuły.
Kobietę widziano ostatni raz 9 lipca na stacji benzynowej. Była w towarzystwie partnera. Chwilę później ślad po niej zaginął.