Białostoczanka Joanna Głuszek zmarła w sobotę (14 stycznia) z powodu choroby nowotworowej. Angażowała się w mnóstwo społecznych inicjatyw. Spełniała się jako aktywistka i wolontariuszka, należała choćby do Tęczowego Białegostoku i Fundacji Ocalenie. Była współorganizatorką pierwszego białostockiego Marszu Równości.
W sobotę o godzinie 20:40 odeszła Joanna Głuszek, członkini naszego stowarzyszenia, zaangażowana aktywistka i edukatorka, a przede wszystkim wspaniała koleżanka. Asia od ponad roku zmagała się z nowotworem, o czym otwarcie pisała m.in. na swoim Instagramie. Osoby członkowskie Tęczowego Białegostoku pogrążone są w smutku i wysyłają najszczersze wyrazy współczucia rodzinie i mężowi Asi - napisało stowarzyszenie, do którego należała Asia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Asia została również pożegnana przez przedstawicieli uniwersytetu w Białymstoku, na którym niegdyś się kształciła. "W latach 2009–2014 studiowała filologię polską; w latach 2012–2014 kulturoznawstwo; członkini Koła Naukowego Polonistów. Była osobą obdarzoną niespotykanym intelektem i wrażliwością. Zapamiętamy ją jako osobę wyjątkową, barwną, odważną, otwartą na potrzeby innych, z niezwykłą pasją do życia. Odeszła zbyt wcześnie" - przekazano.
Tak wyglądały jej ostatnie tygodnie
O walce z chorobą Głuszek pisała na instagramowym profilu. Ostatni wpis opublikowała 24 grudnia 2022 roku. Nie ukrywała, że od miesięcy jest przykuta do łóżka.
Wesołych świąt lub pogodnego urlopu zimowego życzę znów z domu, a nawet z łóżka. Od dwóch miesięcy tak wyglądają moje dni, nie licząc pojedynczych przypływów energii, które wówczas staram się jakoś uczcić (krótki spacer, książka w czytelni, coś pysznego) - przekazała Joanna.
Pisała też o ślubie, który wzięła niedawno. "Tydzień temu pierwszy raz obudziłam się jako żona. Gdy zaręczyliśmy się w lipcu, długo myśleliśmy, kiedy wziąć ślub. [...] Już od dawna wiemy, że chcemy spędzić życie razem – tyle, ile go będzie – i zdecydowaliśmy, że nie czekamy już ani dnia więcej" - relacjonowała.
Żadne z nas nie spodziewało się, że w tej symbolicznej chwili, zamiast t y l k o cieszyć się miłością, będziemy bardzo poważnie myśleć o ryzyku utraty i kruchości tego, co mamy. Nie tego, co nas łączy – to jest takie silne, że to doprawdy przywilej doświadczyć takiej miłości – ale tego, co mamy, naszego życia razem, które trzeba łapać mocno w garść, by nie przeciekło nam przez palce - podsumowała.