Jak w każdą miesięcznicę pogrzebu, który miał miejsce 18 kwietnia 2010 roku, Jarosław Kaczyński udał się na Wawel, gdzie spoczywa jego brat Lech z małżonką. Na wjeździe do krakowskiego zamku wicepremiera powitali jednak demonstranci trzymający antyrządowe banery.
Protestujący wyrażali swój sprzeciw nie tylko wobec Jarosława Kaczyńskiego, ale w ogóle wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości. Manifestacje zorganizowała grupa "Dość Milczenia".
Jak co miesiąc, w większym lub mniejszym składzie, mieszkańcy i mieszkanki Krakowa, stają u wrót zamku, by wyrazić swój sprzeciw wobec Jarosława i jego rządów - czytamy na Facebooku.
"Nie pomogą modły, gdy człowiek jest podły", "Macie krew na rękach" - to niektóre z haseł, które pojawiły się na transparentach. Co więcej, niektórzy z protestujących chcieli zablokować drogę prowadzącą na dziedziniec.
W rozmowie z "Super Expressem" głos na temat poniedziałkowych demonstracji zagrał ksiądz Isakowicz-Zalewski, któremu nie podobało się zachowanie zgromadzonych.
Nawet jeśli ci demonstranci mają pretensje do Kaczyńskiego, że przyjeżdża na Wawel, to powinni sobie odpuścić takie skandaliczne zachowania. Każdy powinien przestrzegać prawa - powiedział "Super Expressowi" ksiądz, nawiązując do akcji blokowania drogi.
Pomogła dopiero policja
Pod Wawelem było na tyle gorąco, że musiała interweniować policja, która umożliwiła przejazd Kaczyńskiemu oraz jego gościom. Wśród niech byli m.in. poseł PiS Marek Suski i posłanka Małgorzata Wassermann. Tego dnia wylegitymowano kilkanaście osób.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.