Już 5 listopada wybory w USA. W szranki stają Kamala Harris i Donald Trump. Stawką jest przewodzenie najpotężniejszej demokracji na świecie w dobie globalnych kryzysów - wojen w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wybory w USA. Polak z Chicago: Kierowanie się dobrem Polski pogwałceniem przysięgi
Amerykańska Polonia jest języczkiem u wagi dla kandydatów. Zarówno Donald Trump, jak i Kamala Harris chcą przyciągnąć naszych rodaków do urn i zachęcić do głosowania na siebie. Kandydatka Demokratów napisała nawet list, w którym stwierdziła, że jej konkurent będzie popierał Putina, podczas gdy ona wesprze amerykańskich sojuszników, w tym Polskę.
W tym krytycznym momencie Donald Trump i J.D. Vance stanęliby po stronie Putina i zmusiliby Ukrainę, by oddała duże połacie swojego suwerennego terytorium. Ja stanę po stronie naszych sojuszników - napisała Harris.
Wojciech Gozdzik mieszka w USA od 40 lat. Gdy pytamy go o kwestię interesu Polski w kontekście amerykańskich wyborów, mówi wprost, że wyborcy nie powinni się nim kierować przy urnie.
Przysięga na obywatelstwo USA, którą składał każdy emigrant uzyskujący obywatelstwo, a co za tym idzie prawo do głosowania w wyborach prezydenckich, wyraźnie mówi, że obowiązkiem każdego naturalizowanego obywatela jest odrzucenie lojalności i interesów wobec byłego kraju zamieszkania i urodzenia - mówi w rozmowie z o2.pl Gozdzik.
Czytaj także: Wybory w USA. Kto popiera Donalda Trumpa?
Jak dodaje, naturalizowani obywatele powinni kierować się tylko interesem Stanów Zjednoczonych. Dlatego, w jego opinii, kierowanie się polskim sercem przy amerykańskiej urnie będzie "pogwałceniem przysięgi".
Nawoływania nas, obywateli USA polskiego pochodzenia, przez panią Kamalę Harris do głosowania w interesie Polski jest nawoływaniem do pogwałcenia prawa federalnego i złamania przysięgi na obywatelstwo USA - mówi nasz rozmówca.
Wybory w USA. Tak głosują Amerykanie. W Polsce? "Nie do pomyślenia"
Gozdzik zwraca też uwagę, że obywatele USA głosują zupełnie inaczej niż w Polsce. Nie zawsze kierują się partyjnymi podziałami. - Głosują na człowieka - podkreśla.
Wielu Demokratów otwarcie deklaruje głosowanie na Donalda Trumpa, jak i wielu Republikanów nawołuje do głosowania na Kamalę Harris. Nie ma w USA lojalności stricte partyjnej - uważa 67-latek.
Przykładem jest córka George'a W. Busha, byłego prezydenta z ramienia Republikanów, która opowiedziała się za Kamalą Harris. Gozdzik mówi, że taka sytuacja w Polsce jest "nie do pomyślenia". - Tutaj to normalka. Nie jest to uważane za zdradę swojej partii - stwierdził.
Wojna w Ukrainie. "Temat nie istnieje"
Tym, co spędza sen z powiek politykom czy komentatorom politycznym nad Wisłą, jest stosunek nowego prezydenta USA wobec Rosji i wojny w Ukrainie. Tymczasem Wojciech Gozdzik mówi, że dla Amerykanów to nie jest najważniejsza kwestia.
Dobro Ukrainy i jej sytuacja nie gra dużej roli dla Amerykanów w tych wyborach. Amerykanie dawno zmęczyli się tematem Ukrainy. Amerykanie głosują według interesu swojego i ich rodzin, a nie Ukrainy czy Polski. To dla nich odległe kraje. Liczą się ekonomia, procenty na pożyczki hipoteczne, edukacja dzieci, opieka medyczna, koszty utrzymania - tłumaczy Polak z Chicago.
Donald Trump czy Kamala Harris? "Nie ma znaczenia"
- Jestem w USA 40 lat. Przeżyłem tu kilka zmian w Białym Domu. Żadna z nich nie miała wpływu na nasze życie - czy finansowe czy zawodowe czy osobiste - dodaje.
Zobacz również: Ameryka wstrzymuje oddech. Najnowszy sondaż CNN
Ale, jak podkreśla, frekwencja podczas tych wyborów może być rekordowa, bowiem z możliwości głosowania przed 5 listopada skorzystało około 80 mln obywateli USA.
Dla połowy USA Donald Trump jest lepszym kandydatem, a dla drugiej połowy Kamala Harris. Drożyzna, jaka nastąpiła podczas czterech lat rządów Bidena i Harris, gdzie młodych pracujących Amerykanów nie stać na zakup domu, źle wygląda dla Kamali. Generalnie uważa się, że Trump byłby lepszy dla ekonomii, ale ludzie głosują także ze względów ideologicznych, osobistych, moralnych. Nie wierzą w poprawę sytuacji ekonomicznej za Trumpa lub po prostu go nie lubią - uważa Gozdzik.
Przyznaje, że trudno powiedzieć, kto wygra. - Z mojego punktu widzenia, kto wygra, nie ma żadnego znaczenia - mówi wprost.
Czytaj również: Gigantyczny zastrzyk dla Trumpa. Jego słowa niosą się po sieci
- Ja i wielu moich znajomych w Chicago jesteśmy neutralni - niezaangażowani emocjonalnie. Wiemy, że w naszym życiu nic się nie zmieni. Konsekwencje tych wyborów - jak zwykle - odczuje reszta świata. W USA odczujemy je jedynie trochę albo w ogóle -dodaje.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.