Kiedy 29 września 1610 roku wojska hetmana Żółkiewskiego wkraczały do Moskwy wydawało się, że wojna z Rosjanami zakończy się wielkim sukcesem polskiego oręża. Dwa lata później sytuacja wyglądała jednak diametralnie inaczej.
Odsiecz nie nadeszła
Polska załoga została zepchnięta do defensywy. Większość miasta strawił ogień. Podłożyli go zresztą nasi rodacy, którzy bronili się już tylko w dwóch centralnych dzielnicach: na Kremlu i w Kitajgorodzie.
Tymczasem przybywające we wrześniu 1612 roku z odsieczą wojska hetmana Jana Karola Chodkiewicza zostały pobite przez wroga. W efekcie oszaleli z głodu obrońcy dopuszczali się najpotworniejszych czynów, aby tylko przetrwać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O tym jak wyglądały ostatnie tygodnie obrony możemy się przekonać sięgając po książkę Tomasza Bohuna Moskwa 1612.
Autor przytacza w niej między innymi relację przebywającego w polskich szeregach Bohdana (Bożka) Bałyka. Kijowski kupiec zapamiętał jak stopniowo rosły ceny, a żołnierze byli zmuszeni żywić się absolutnie wszystkim.
Wyłapano i spożyto "kotki i psy" (w czym brylowali ponoć niemieccy najemnicy). Pałaszowano też "zielsko i trawę". Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
Zaczęli ludzi rżnąc i jeść
Głód nieznośny zaczął trapić, tak że piechota i Niemcy zaczęli ludzi rżnać i jeść. My najpierw, idąc z sobornej cerkwi Przenajświętszej Bogarodzicy z nabożeństwa, głowę i nogi ludzkie w dole naleźli, w kajstrze [worku]; wyciągnąwszy z turmy kilkunastu moskiewskich ludzi, piechurów, pomordowali, wszystkich zjedli. Zdarzyło się też, że Moskwa nosili rogi [z metali szlachetnych — TB] do majstrów dienieżnych u wrót Mikolskich. Hajducy zeskoczywszy z murów, jednego porwali i zaraz zabili i zjedli Pacholika jednego, niedawno zmarłego, z grobu wykopali i zeżarli.
Bałyk i jego towarzysze szukali pożywienia wszędzie, byle nie musieć kłaść na rożen ludzi. W połowie października spadł obfity śnieg, zakrywając trawę i korzenie. "Gązwy i popręgi, pasy i pochwy, i byle kościznę, i zdechlinę jedliśmy" – podkreślał kupiec.
Nie gardzili też pergaminowymi księgami i łojem ze świec. Wszystko to nie pozwalało jednak zaspokoić głodu… Kanibalizm stawał się już zupełnie powszechny.
Głowa człowieka za 3 złote
Syn mytnika Petrykowskiego z nami w oblężeniu był, tego bez wieści porwali i zjedli i innych ludzi i chłopiąt bez liczby zjedli. Przyszliśmy do pewnej izby, tamże natrafiliśmy na kilka beczek osolonego mięsa ludzkiego: jedna beczkę Żukowski, towarzysz Kołontajowy, wziął. Tenże Żukowski za czwartą część ścięgna ludzkiego dał 5 złotych, kwarta gorzałki w ten czas była po 40 złotych; mysz po złotówce kupowali; za kotka pan Raczyński dal 8 złotych; towarzysz Pana Budziłłowy za psa dał 15 złotych, a i tego było trudno dostać. Głowę człowieczą kupowali po 3 złote; za nogę człowieczą, jedną do kostki, dano hajdukowi dwa złote; za gawrona czarnego dawali nasi dwa złote i pół funta prochu — i nie dałem za to wszystkich ponad dwóch set piechoty i towarzyszów zjedli.
Nikt nie był bezpieczny
Relacja Bałyka nie była odosobniona. Józef Budziłło, stojący na czele jednego z polskich pułków, oblężonych na Kremlu relacjonował co następuje:
Tegoż roku 14 Oktobra już oblężeńcy nie mogąc znosić głodu posłali jeszcze do pana hetmana dwóch towarzyszów. Pana Jelskiego i pana Wolskiego, prosząc, aby dawał w tym tygodniu ratunek, bo dalej wytrwać nie mogą dla głodu, który nie słychany i do wypisania trudny, jakiego żadne kroniki i historie nie świadczą (…).
Bo gdy już traw, korzonków, myszy, psów, kotek, ścierwa nie stało, więźnie wyjedli, trupy wykopują z ziemie wyjedli. Piechota się sama między sobą wyjadała i ludzie wyłapując pojedli. Truszkowski, porucznik piechotny dwu syna zjadł. Hajduk jeden także zjadł, drugi matkę. Towarzysz jeden sługę zjadł swego. Owo zgoła syn ojcu, ojciec synowi nie spuścił, pana sługi, sługa pana nie był bezpieczen.
Budziłło przyznawał, że między polskimi żołnierzami dochodziło do zażartych sporów. Kłócili się o to, kto ma największe prawo do pożarcia danego towarzysza. Dowódca porównał swary do… kłótni o spadek.
Jeden rotmistrz był zmuszony słuchać skarg i rozstrzygać, komu należy się dany kawałek ludziny. Wyroku jednak nie wydał. Bał się, że "pokrzywdzona" strona w odpowiedzi zje jego samego ! Przerażony "umknął" z trybunału.
Tragiczny koniec
Zdawało się, że koszmar oblężonych skończy się 7 listopada. Właśnie tego dnia na mocy podpisanej wcześniej ugody doszło do kapitulacji polskiej załogi.
Obrońcy mieli bezpiecznie opuścić Moskwę. Rosjanie nie zamierzali jednak dotrzymać danego słowa. Bezbronni Polacy w większości zostali wymordowani. Ci, którzy uszli z życiem trafili do niewoli.
Czytaj także: Obce życie na Marsie? Sensacyjne odkrycie łazika NASA
Bibliografia
Tomasz Bohun, Moskwa 1612, Bellona 2005