"Karawana Światła" to inicjatywa, o której zrobiło się głośno w ostatnich dniach. Wszystko zaczęło się 8 września, kiedy na komunikatorze internetowym Telegram powstało dedykowany jej kanał. Pojawiają się na nim komunikaty kierowane do uchodźców chcących wziął udział w pochodzie do krajów UE - są to m.in. komunikaty na temat tras i miejsc przerzutu - a także wiadomości adresowane do światowych przywódców.
Autorzy wpisów, które obserwuje już ponad 85 tys. użytkowników Telegrama, określają pochód jako "ryzykowny", a w ramach "żądań" wzywają ONZ do "wypełnienia swojego prawnego obowiązku ochrony syryjskich uchodźców przed wszystkimi formami fizycznego i psychicznego wykorzystywania".
Notis Mitarakis, grecki minister ds. migracji, poinformował w tym tygodniu za pośrednictwem Twittera, że wie o doniesieniach na temat ewentualnego pochodu uchodźców i przekazał informacje na ten temat władzom Unii Europejskiej. "Jesteśmy w kontakcie z władzami Grecji i delegacją UE w Turcji" - stwierdził.
Problem z "Karawaną Światła"
Główny problem z Karawaną Światła polega na tym, że inicjatywa ta nie jest w realny sposób koordynowana przez Zachód. Trudno wskazać także inicjatora akcji.
Portal OKO.press opisuje, że w ramach działań przerzutowych Syryjczycy mieliby łączyć się w liczące ok. 50 osób grupy, z których każda otrzymałaby "przewodnika". Migranci mają być zachęcani do zabierania ze sobą śpiworów, odzieży oraz zapasów jedzenia i wody.
Portal alaraby.co.uk wskazuje z kolei, że ruch już się rozpoczął, a uchodźcy dotarli m.in. do przejścia granicznego Bab al-Hawa. Mieli być tam bici i zastraszani przez członków Hayat Tahrir al-Sham, czyli sunnickiej grupy bojowników biorących udział w wojnie w Syrii.
W związku z potężną inflacją, pustoszącą Turcję, w kraju pogłębiają się nastroje antyuchodźcze. Karolina Wanda Olszowska, historyczka i turkolożka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, na początku sierpnia mówiła o2.pl, że uchodźców oskarża się o pogłębienie kryzysu gospodarczego i zwiększanie się bezrobocia w Turcji. Około 80-90 proc. ankietowanych wyborców trzech głównych opozycyjnych partii tureckich wskazuje, że powinni oni wrócić do Syrii. Lub gdziekolwiek indziej.
Dr Wojciech Wilk: nie można się dziwić, że ludzie chcą uciec z północnej Syrii
Ale północna Syria to region szczególny. W ocenie doktora Wojciecha Wilka, prezesa Fundacji Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej, można wyróżnić na tym terenie trzy główne obszary, kontrolowane przez różne siły - w tym organizacje terrorystyczne. W rozmowie z o2.pl dr Wilk tłumaczy, że część terytorium kontrolowana jest przez Kurdów (i nie ma możliwości przedostać się stamtąd do Turcji). Druga część to region władztwa dawnych bojowników Armii Wyzwolenia Syrii. Trzeci wreszcie, okolice miasta Idlib, kontroluje Dżabat an-Nusra, czyli syryjska gałąź al-Kaidy. To ludzie, jak mówi dr Wilk, bardzo niebezpieczni.
To bojownicy arabscy, ale także Czeczeni, Tadżycy i mocno zradykalizowani bojownicy z innych krajów. Dodatkowo, sprawę komplikuje fakt, że w Syrii blankiet syryjskiego paszportu można kupić za ok. 1200 dolarów, a to mocno utrudnia identyfikację, z jakiego kraju kto pochodzi i kim tak naprawdę jest. Konflikt syryjski trwa i nie można się dziwić, że ludzie chcą uciec z północnej Syrii - przekonuje szef PCPM.
Natychmiast jednak podkreśla, że "Karawana Światła" ma w swoim podstawowym założeniu dotyczyć Syryjczyków mieszkających w Turcji. Tych jest około 3,7 mln. Zapewnienie im dachu nad głową, podstawowej choćby opieki medycznej i bezpieczeństwa jest dla Turcji realnym obciążeniem. Rząd turecki ponosi ogromne koszty społeczne i ekonomiczne takich działań.
Trudno jednak przyjąć, że ci ludzie, którzy mieszkają w Turcji od lat, czasem nawet 10, mogą stanowić wielkie zagrożenie. I podkreślam: należy rozróżnić uchodźców, którzy uciekli z Syrii przed działaniami ich własnego rządu, od zradykalizowanych bojowników - mówi dalej Wojciech Wilk.
Przypomina, że przed niebezpieczeństwem ze strony radykałów, kryjących się wśród osób opuszczających północną Syrię przestrzegał od dwóch lat. Trudno się dziwić. W północnno-wschodniej Syrii znajduje się także słynny obóz al-Hol, gdzie mieszkają żony i dzieci dawnych bojowników Państwa Islamskiego.
Tam radykalizm jest powszechny i niezwykle trudny do wyeliminowania - mówi Wilk.
Ale jest i druga grupa uchodźców, którzy mieszkają dziś w Turcji. Oni, jak ocenia szef PCPM, faktycznie uciekli przed prześladowaniami syryjskiego rządu, który dziś uważa ich za zdrajców i przejmuje ich majątki, a być może pozbawi ich nawet syryjskiego obywatelstwa.
Operacja tureckich służb? Turcja i Grecja "na krawędzi wojny"
Wróćmy jednak do "Karawany Światła". Inny ekspert ds. Bliskiego Wschodu, dr Witold Repetowicz z portalu Defence24, nie ma wątpliwości, że to operacja od początku do końca kontrolowana przez tureckie państwo i jego służby specjalne. Służyć ma, jak mówi Repetowicz, wywarciu presji na Grecję.
W rozmowie z o2.pl podkreśla, że "Karawana Światła" jest dla niego grą polityczną. Jak mówi, Turcja nie po raz pierwszy atakuje Grecję bronią demograficzną. A przy tym wpływa na i tak kruchą stabilność całego europejskiego systemu bezpieczeństwa.
Mamy kilka miesięcy do wyborów w Turcji i temat uchodźców syryjskich jest gorący. Turecka opinia publiczna chce ich się pozbyć, opozycja chce się ich pozbyć, więc Erdogan też chce się ich pozbyć. Faktem jest, że narastają rasistowskie nastroje Turków wobec Syryjczyków - mówi o2.pl dr Repetowicz.
Nie wyklucza wręcz pogromów wśród syryjskich uchodźców. Co, jak przekonuje, będzie miało podwójny cel. Po pierwsze, ma zachęcić Syryjczyków do opuszczenia Turcji, w dowolnie wybranym kierunku. Po drugie, ma przekonać czuły na punkcie praw człowieka Zachód, że uchodźców trzeba przyjąć, bo nad Bosforem grozi im niebezpieczeństwo.
Potem te same osoby, które będą organizować pogromy, będą też formować karawany i zapewniać im logistykę. Poza pozbyciem się niechcianych migrantów celem jest także atak na Grecję, z którą relacje tureckie są na krawędzi wojny, oraz destabilizacja sytuacji w Europie - dodaje dr Repetowicz.
Na koniec zaś dodaje, że kwestią otwartą jest to, czy Turcja będzie w tym zakresie współpracować z Rosjanami. Niezależnie od tego, czy w całą sprawę są zaangażowani Rosjanie, ewentualnie pojawienie się dużej grupy migrantów w pogrążonej w kryzysie Europie raczej nie poprawi sytuacji kontynentu. A jeśli dodać do tego możliwość przedostania się na Zachód bojowników i terrorystów - sprawa staje się paląca. Tymczasem wojna w Ukrainie trwa. Dla Rosji każde odwrócenie od niej uwagi Europy będzie wartością dodaną.