W polskim kodeksie karnym przestępstwu szpiegostwa poświęcony jest art. 130. Określa on zakres kar za - jak określa się to formalnie - udział w działalności obcego wywiadu przeciwko Polsce. Czyli, mówiąc potocznie, za szpiegostwo. Władze Polski przewidują zdecydowane zaostrzenie obecnych kar. Znowelizowana ma być też ustawa o Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu.
Obecnie za szpiegowanie na rzecz innego kraju można pójść do więzienia na czas od roku do 10 lat. Z kolei najwyższa kara za organizowanie i kierowanie działalnością obcego wywiadu przeciwko Polsce to ćwierć wieku więzienia.
Czytaj też: ABW aresztowała dziennikarza pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji. Nowe fakty w sprawie
Rząd Prawa i Sprawiedliwości planuje zaostrzenie kar. I tak, agent obcego wywiadu lub szpieg, któremu w sądzie zostanie dowiedzione popełnienie przestępstwa szpiegostwa, może usłyszeć nawet wyrok dożywocia. Ale to nie koniec proponowanych przez grupę posłów zmian. Niektóre z nich budzą obawy ekspertów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szpiegowałem, nie wiedziałem
Kontrowersje budzi przede wszystkim zaproponowany zapis o "szpiegostwie nieumyślnym". Co to takiego? "Gazeta Wyborcza" opisuje, że za takie przestępstwo będzie można zostać skazanym, przekazując wiadomości potencjalnie szkodliwe dla bezpieczeństwa RP osobie, co do której "na podstawie towarzyszących okoliczności – powinno się i może przypuszczać, że bierze ona udział w działalności obcego wywiadu".
Tu ekspertom zapalają się lampki ostrzegawcze. O obawach dotyczących takiego rozwiązania mówi np. były szef resortu spraw wewnętrznych i były koordynator służb specjalnych Marek Biernacki. Zasiadający w sejmowej Komisji do Spraw Służb Specjalnych poseł przyznaje, że koncepcja "nieumyślnego szpiegostwa" budzi jego zdziwienie.
Mamy kodeks karny, mamy Ustawę o Ochronie Informacji Niejawnych (UOIN), które chronią system państwa i wskazują, które elementy państwa powinny podlegać ochronie. Nie ma czegoś takiego, jak "nieumyślne" szpiegostwo. Każdy, kto narusza UOIN i przekazuje chronione nią informacje innej, niepowołanej do tego osobie, narusza prawo - mówi o2.pl Biernacki.
Podkreśla, że wedle już obowiązującego prawa, taka osoba popełnia przestępstwo, niezależnie od tego czy robi to świadomie, wobec obywatela obcego państwa, czy przysłowiowemu "szwagrowi na urodzinach".
Jeśli ktoś ujawnia osobie nieupoważnionej to wiadomo, że łamie prawo, tym bardziej, że są w tym zakresie prowadzone dla osób mających dostęp do informacji niejawnej stosowne szkolenia - zauważa Biernacki.
Z tego powodu nie rozumie celowości wprowadzenia zapisu o "szpiegostwie nieumyślnym". Należałoby raczej, jak mówi, skutecznie egzekwować ochronę informacji niejawnych oraz wzmocnić działanie służb, a być może także działania prokuratury i sądów. Praktyką powinno być wykazanie świadomość czynu współpracy z obcym wywiadem, nie pójście w stronę "nieświadomego udziału".
Biernacki podkreśla, że wprowadzenie zarzutu "nieświadomego szpiegostwa" to zbyt szeroka interpretacja, rodząca pole do nadużyć. Takie artykuły i zapisy są na tyle pojemne i niejasne, że można będzie oskarżyć właściwie każdego obywatela.
Być może lepszym pomysłem byłoby zmienienie zapisów ustawy OIN. Przyjmowanie, że "ktoś może być szpiegiem" to powrót do czasów nawet nie SB, ale UB i plakatów "uważaj, wróg nie śpi". Szczególnie w czasach wszelkiej maści działań OSINT-owych i białego wywiadu - przekonuje polityk.
Podobnie patrzy na sprawę były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego gen. Dariusz Łuczak. Oficer mówi o2.pl, że obce wywiady docierają do osób i instytucji, które posiadają dostęp do informacji wrażliwych. A w polskim systemie, osoby mające taki dostęp przechodzą niezbędne szkolenia.
Mówienie o "winie nieumyślnej" jest lekko na wyrost. Człowiek przekazujący takie informacje musi mieć świadomość wagi takich informacji, oraz jego świadomość musi wynikać z tego, że przekazujący miał niezbędne szkolenia - przekonuje gen. Łuczak.
Co do zasady jednak, popiera nowelizacją art. 130 kk, i jest za (rygorystycznym nawet) podniesieniem kar. Z prostego powodu: będzie to miało, jak przekonuje, wymiar prewencyjny i może perspektywa spędzenia reszty życia w więzieniu da komuś do myślenia, że nie warto podejmować takich działań.
Współpraca? Tak (ale pod nadzorem)
Inna z proponowanych zmian jest za to możliwość współpracy obywateli z obcymi służbami specjalnymi, pracującymi na terenie Polski, tyle, że za wiedzą i zgodą szefa ABW. O ile jednak "nie naruszy to interesów i bezpieczeństwa" Polski. Na dokładkę jest zapis, że zgoda taka nie będzie wymagana, jeśli służba sojusznicza... sama ujawni, że dany obywatel z nią współdziałał, albo przestawi szczegóły jego czynu.
To zapis mocno kuriozalny. Trudno, doprawdy, wyobrazić sobie sytuację, w której służba specjalna obcego państwa sama i z własnej woli ujawnia współpracującego z nią na terenie innego państwa agenta. Tu zdania ekspertów są bardziej zniuansowane.
"Akt całkowitej desperacji"
Krytycznie odnosi się do tego np. były szef Agencji Wywiadu płk Grzegorz Małecki.
Akt całkowitej desperacji. To jednoznaczny dowód na to, że zdajemy sobie sprawę, iż sami nie dajemy sobie rady na terenie własnego kraju. To może mieć sens, ale w bardzo precyzyjnie wskazanych okolicznościach pod pełną kontrolą naszej strony. Sankcjonowanie tego post factum to już brawura. To nie mieści się w normach konstytucyjnych - mówi płk Małecki.
Dodaje zarazem, że to jednocześnie potwierdzenie sytuacji sygnalizowanej od lat przez niego i innych ekspertów: służby partnerskie prowadzą na naszym terenie operacje o dużym nasileniu. Proponowane zmiany są próbą ubrania w ramy prawne zdarzeń, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec i próba wyciągnięcia z nich jakichś korzyści dla nas.
To pośredni dowód całkowitej nieskuteczności naszego aparatu bezpieczeństwa. Z drugiej nieudolna próba zwiększenia skuteczności służb w związku, zapewne, ze świadomością ich niskiej skuteczności. Ale nie tędy droga - irytuje się płk Małecki.
Nieco bardziej wstrzemięźliwy jest gen. Łuczak. W rozmowie z o2.pl mówi, że współpraca ze służbami partnerskimi istniała. Wskazuje, by wziąć pod uwagę np. niedawne wizyty głów państw na lotnisku w Rzeszowie.
Przecież tam działało choćby np. Secret Service, a z formalnego punktu widzenia, byłaby to działalność obcej służby specjalnej na terenie Polski - mówi Łuczak.
Rząd chce wprowadzić kolejną zmianę. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego będzie miała możliwość zwrócenia się do operatorów systemów łączności i komunikacji o wydanie dostępu do systemów, jeśli pojawi się podejrzenie przestępstwa szpiegostwa. Wcześniej dotyczyło to podejrzenia przestępstwa terroryzmu.
Nie trzeba dużo złej woli, by wyobrazić sobie, jak służba specjalna zwraca się do operatora o wydanie dostępu do systemu, uzyskując monitoring jego komunikacji np. z obywatelami innego kraju.
Dla pracowników firm i instytucji, które współdziałają z podmiotami zagranicznymi, może to być potencjalnym zagrożeniem. Tajemnicę przedsiębiorstwa można będzie obejść, powołując się za "zagrożenie szpiegostwa". A co z politykami, którzy mają kontakty z kolegami z innych krajów, np. europosłami? Na takie działania nie będzie potrzebna, jak pisze "Wyborcza", zgoda sądu.
Inwigilować przez okres trzech miesięcy będzie można także osoby niebędące obywatelami RP, co do których zachodzi podejrzenie szpiegostwa. Wreszcie, szef ABW - po uzyskaniu zgody Prokuratora Generalnego - będzie mógł zarządzić "blokadę dostępności" systemów teleinformatycznych (np. serwisów internetowych), jeśli pojawi się podejrzenie przestępstwa terroryzmu lub szpiegostwa.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.