W środę w południowo-wschodniej części Korei Południowej rozbił się śmigłowiec straży pożarnej, który uczestniczył w akcji gaszenia pożarów. Jak poinformowała Polska Agencja Prasowa, powołując się na doniesienia lokalnych służb, pilot zginął na miejscu. Pożary, które trwają od weekendu, spowodowały już śmierć 18 osób.
Pełniący obowiązki prezydenta Han Duk So ogłosił w środę najwyższy poziom alarmowy z powodu pożarów, podkreślając, że sytuacja jest bezprecedensowa.
Pożary spowodowały bezprecedensowe szkody i rozwijają się w sposób, który przekracza istniejące modele prognozowania — stwierdził Han Duk So.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sucha i wietrzna pogoda nie sprzyja działaniom służb. Wspiera za to rozprzestrzenianiu się ognia, co zmusiło władze do ewakuacji prawie 23 tys. osób, w tym więźniów. Jak podkreślają władze, to wydarzenie bez precedensu w historii Korei Południowej.
Skala zniszczeń
Do tej pory ogień zniszczył ponad 17 tys. hektarów lasów, co przewyższa zniszczenia z pożarów w Los Angeles w styczniu, gdzie spłonęło ok. 16 tys. hektarów. W powiecie Uiseong, który jest tym najbardziej dotkniętym przez żywioł, pożar wybuchł prawdopodobnie z winy człowieka. Do zaprószenia ognia mogło dojść przez osobę składającą hołd w miejscu pochówku rodziny.
Do walki z pożarami skierowano ponad 6700 strażaków, z czego 40 proc. działa w powiecie Uiseong. W akcję zaangażowano również setki żołnierzy południowokoreańskich, a stacjonujące w Korei Południowej siły amerykańskie wspierają działania śmigłowcami z baz na południu kraju.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.