Kazachstan od kilku dni jest areną bardzo poważnych niepokojów społecznych. Zaczęło się od protestu przeciwko podwyżkom cen paliw. Kazachski przemysł naftowy obsadzony jest ludźmi byłego prezydenta Nursułtana Nazarbajewa. Niechęć wobec oligarchów to kolejny powód protestów. Sprawujący formalnie władzę w kraju prezydent Kasym-Żomart Tokajew przyjął w środę dymisję rządu. Stwierdził też, że na sytuację w państwie mają wpływ "czynniki zewnętrzne".
W dawnej stolicy kraju Ałmatach doszło do operacji "oczyszczania" ulic z demonstrantów i protestujących. Pojawiają się też doniesienia o uciekających z kraju oligarchach, którzy ewakuują się prywatnymi samolotami lub konwojami w towarzystwie uzbrojonych ochroniarzy. Część z nich schroniła się w Rosji.
Kazachstanowi realnie grozi interwencja wojskowa. Do kraju lecą już żołnierze Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. To organizacja krajów dawnego Związku Sowieckiego, odpowiadająca za ład zbiorowy w regionie. Może to doprowadzić do eskalacji napięć. Tym bardziej, że już są ofiary.
W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia i nagrania żołnierzy z Rosji i Białorusi, wsiadających do wojskowych samolotów transportowych. Udział w potencjalnej interwencji zapowiedziała także Armenia, a w stronę przejścia granicznego między Kazachstanem a Kirgistanem ruszyła także kirgiska brygada specnazu (wojsk specjalnych) "Skorpion".
Użycie wojska zatwierdziły także władze Białorusi. Do udziału w działaniach wojskowych szykują się m.in. spadochroniarze z brygady powietrznodesantowej i żołnierze 38. Gwardyjskiej Brygady z Brześcia. Sytuacja w kraju, w którym wciąż żyje ok. 30 tys. osób polskiego pochodzenia, nieuchronnie zmierza ku interwencji wojskowej.
Zamieszki w Kazachstanie. Powodem podwyżki cen gazu
Dla Kazachstanu nie ma dobrych wiadomości Arkadiusz Legieć, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych
Nie wierzę, by to, co się dzieje obecnie przyniosło trwałe zmianę w Kazachstanie. Z kilku powodów. Po pierwsze protestujący nie wyłonili przywództwa – liderów potencjalnych zmian. Tak jak było kilka lat temu na Ukrainie. Po drugie: nie pojawiły się propozycje realnych zmian w państwie z ich strony. No i wreszcie po trzecie: protestujący nie mają zwyczajnie dość sił, by przeciwstawić się autorytarnemu systemu państwowemu. Ta władza musi po prostu iść na całość, przywrócić swoje władztwo. Strategia ustępstw, drobnych i większych zmian czy wreszcie – dymisja rządu nie przyniosły oczekiwanych korzyści. Muszą więc protesty zdusić siłą - mówi o2.pl Legieć.
Przekonuje, że obserwując działania prezydenta Tokajewa jest zaskoczony, że zaapelował on o pomoc wojskową. Obawia się także, że Kazachstan wpadnie w coraz większe uzależnienie od Rosji.
Dotychczas, państwo to wydawało się stosunkowo odporne na "wpadanie" w orbitę wpływów Rosji. Sytuacja wewnętrzna Kazachstanu była stosunkowo stabilna. Teraz, nie dość, że stworzyli sobie problem wewnętrzny, to jeszcze poprosili o pomoc zewnętrzną. Na dłuższą metę odbije się to im czkawką - mówi Arkadiusz Legieć.
Ocenia, że obecność wojskowa Rosji w Kazachstanie będzie rosła.
Teraz mówi się o zwiększeniu praw mniejszości rosyjskiej, być może nawet nadanie im autonomii. Na ten moment jest to political fiction – ale nie jest niemożliwe. Może wzrosnąć także bilateralna, wojskowa współpraca kazachsko-rosyjska. Uważam, że protesty zostaną niestety zdławione. Nawet kosztem ofiar i ich krwi. Mimo bezprecedensowej skali, protestujący nie mają szans na zwycięstwo. Reżim będzie jeszcze bardziej autorytarny, nie będzie się modernizował i straci swoją dotychczasową, w miarę łagodną twarz - kończy analityk PISM.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.