Przez większość historii ludzkości nie było możliwości obejrzenia prognozy pogody. Ba! Nie było telewizorów. Można więc powiedzieć, że jesteśmy niezwykle uprzywilejowani.
Co jednak jeśli nie uda nam się jej obejrzeć, albo rozładuje się nam telefon? Wtedy możemy posłużyć się sposobem, którego używali nasi przodkowie.
Chmury jak prognozy
O co chodzi? O obserwację chmur! Znajomość ich charakteru może nam się niezwykle przydać, szczególnie w obecnym, dość "niepewnym" pogodowo okresie.
Kształty chmur nie biorą się znikąd. Okazuje się, że nawet najdrobniejsza różnica może zwiastować inną pogodę.
Czytaj też: Tak wyglądała młodość Rafalali. Żal ściska serce
Nie jest to jednak żadna nowość. Sposób klasyfikacji chmur opisał już w 1803 roku chemik Luke Howard.
Pierwszą "kategorią" są chmury Altocumulus. Zwiastują one przyjemną, ciepłą, ale bardzo wietrzną pogodę.
Inne to Cumulus. Gdy widzisz je na niebie, możesz być pewien, że pogoda będzie świetna. Te chmury często przyjmują finezyjne kształty.
Chmury Mammatus zwiastują z kolei poprawę pogody. Często tworzą się zaraz po burzy.
Z kolei Cumulonimbus wyglądają spektakularnie i zwiastują równie spektakularną zmianę pogody. Gdy zobaczysz je na niebie, możesz być pewien, że niebawem może spaść deszcz i bardzo prawdopodobne, że będzie wiało. Warto zaznaczyć, że są one największymi chmurami, a ich wierzchołek może mieć nawet 12 kilometrów.
A znasz te? To Cirrusy. Również zwiastują zmianę aury, ale najczęściej dotyczy to następnego dnia. No i one nie dają opadów.
Mamy jeszcze do czynienia z chmurami Nimbostratus. Tworzą one ciemną szarą gęstą warstwę - jest to zapowiedź deszczu lub śniegu. Nie trzeba się jednak nimi mocno przejmować - opady będą raczej umiarkowane.
Karolina Sobocińska, dziennikarka o2.pl