Dwa lata walk i marzeń o wolności, dwa lata poświęceń i przelanej krwi, a końca nadal nie widać. Ukraińcy od 24 lutego 2022 roku walczą z rosyjską napaścią i mogą mieć już serdecznie dość konfliktu, który Rosja wywołała, by podporządkować sobie ich kraj. Na to Moskwa liczy, że ludzie tak zmęczą się wojną, aż po prostu odpuszczą na dobre.
W największych miastach Ukrainy odbyły się duże akcje protestacyjne. Kobiety domagały się demobilizacji części żołnierzy i ustalenia nowych, sprawiedliwszych warunków służby. Żony i partnerki wojskowych skarżą się, że armia nie daje urlopów, a dzieci już od prawie dwóch lat nie widzą ojców. A ci kolejną zimą spędzą na froncie.
To cena, jaką płacą za wolność Ukrainy i za zwycięstwo w wojnie z Rosją.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Problem przeciągającej się służby w Siłach Zbrojnych Ukrainy i braku rotacji wojska nie jest nowy. Chętnych do walki na froncie nie przybywa, zwłaszcza przed zimą, gdy warunki są szczególnie trudne. A Ukraińcy już dwa lata płacą za marzenia o wolności swoją krwią i końca nie widać. Ludzie są tą wojną bardzo zmęczeni, to fakt.
"Naprawdę chcę, żeby moje dziecko wreszcie przytuliło tatę. Chodzimy po mieście, szczególnie po placach zabaw i widzimy, jak tata spaceruje z dziećmi, a moje dziecko pyta, kiedy pójdzie ze swoim tatą na spacer?" - powiedziała jedna z uczestniczek akcji na Zaporożu. Takich przypadków w całej Ukrainie są tysiące. A rozwiązania nie widać.
Żony i partnerki wojskowych skarżą się, że armia nie daje im urlopów, a dzieci nie widziały ojców od prawie dwóch lat - informuje Radio Swoboda. Kobiety podnoszą, że stan psychiczny żołnierzy jest coraz gorszy. Muszą wypocząć, wymagają pomocy psychologa i czasu spędzonego z rodzinami. Dlatego dziś biją na alarm.
Protestowano w dwudziestu miastach Ukrainy, w tym w Kijowie, Dnieprze, Zaporożu, Odessie, Lwowie, Połtawie, Krzywym Rogu czy Tarnopolu – informują media w Ukrainie. Wiece były pokojowe i spokojne, nad wszystkim czuwała policja. Kobiety skarżyły się, że wojsko okazało się dla ich mężczyzn "pańszczyzną", a końca na razie nie widać.
W marcu miną dwa lata służby, przywieźcie ich do domu, zastąpcie innymi. Jest komu zastąpić naszych mężów. Wystarczy przejść się ulicą, odwiedzić kluby sportowe i nocne - skarżyła się jedna z uczestniczek protestów.
Podniosła przy okazji bolący problem, bo nie wszyscy garną się do służby w armii. Problem dotyczy zwłaszcza młodych, których los kraju nie obchodzi tak bardzo, jak trzydziesto- czy czterdziestolatków. A władze na razie nie zdecydowały się na radykalny krok i przymusowe wcielanie do armii mężczyzn, bez względu na ich wolę
W Rosji odbyła się tylko jedna podobna akcja, która miała miejsce 7 listopada. Około 30 kobiet zebrało się na placu Teatralnym w Moskwie. Miały plakaty z hasłami nawołującymi do rotacji wojskowych. Pikieta nie trwała dłużej niż pięć minut, policja aresztowała uczestniczki. W Krasnojarsku na Syberii władze nie wydały zgody na akcję zorganizowaną przez krewnych żołnierzy. I kropka.