We wtorek 24 października "Fakt" opublikował nagranie pochodzące z poniedziałkowego wieczoru. Widać na nim limuzynę Władysława Kosiniaka-Kamysza, która wracając ze studia telewizyjnego łamie sporo przepisów drogowych. Najcięższymi wykroczeniami bez wątpienia jest wyjeżdżanie za podwójną ciągłą, a także wjazd na skrzyżowanie przy czerwonym świetle.
Gdyby takie nagranie uwieczniliby policjanci, którzy następnie przystąpiliby do zatrzymania auta, kierowca szefa Polskiego Stronnictwa Ludowego otrzymałby 700 zł mandatu, a także aż 20 punktów karnych. Przypomnijmy, że po uzbieraniu 24 punktów kierowca traci prawo jazdy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Rząd PiS-PSL? Władysław Kosiniak-Kamysz reaguje
Dziennikarze "Faktu" poprosili o komentarz samego zainteresowanego. Władysław Kosiniak-Kamysz nie pokusił się o odpowiedź, dlatego też zwrócono się do rzecznika PSL-u Miłosza Motyki.
Jest nam z tego powodu przykro. Źle się stało, że przepisy zostały złamane i deklarujemy, że żadna taka sytuacja się nie powtórzy. Pewnie było to spowodowane dosłownie przez nieopatrzność albo nieuwagę kierowcy, natomiast zawsze prezes dba o to, żeby przepisy były stosowane. Dlatego jak takie sytuacje się zdarzają, to też prosi o zachowanie ostrożności. I w tej sprawie oczywiście musimy uderzyć się w pierś, jeśli złamane zostały przepisy - powiedział "Faktowi" Motyka.
Czytaj również: Likwidacja 14. emerytury?! "Brutalnie mówiąc, wina PiS"
Sprawę trochę inaczej widzi jednak Stanisław Żelichowski - minister środowiska w latach 2001-2003, a także długoletni członek partii, w tym przewodniczący klubu poselskiego w latach 2007-2011.
Jego zdaniem jeżeli kierowca jechał tak brawurowo, sytuacja musiała być nadzwyczajna. Nawet jeżeli tak było, jego zdaniem Kosiniak-Kamysz powinien zareagować w obliczu łamania przepisów.
Kosiniak ma ten samochód z racji szefostwa w klubie. Kierowca jest ten sam, znam go doskonale. Nigdy nie szarżował, więc musiała być jakaś nadzwyczajna sytuacja, nie wiem jaka. Może była jakaś nagła sprawa, że musiał zdążyć. Byłem sześć lat ministrem w czterech rządach, miałem kierowcę. Często jeździłem z przodu, ale nigdy nie kazałem kierowcy przekraczać przepisów. Starałem się tak planować czas, żeby kierowca, jadąc zgodnie z przepisami, zdążył i nigdy nie było problemu. Natomiast każdy ma inne podejście. Ja uważam, że powinien reagować - mówił "Faktowi" Żelichowski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.