Niedobre dla Ukrainy wieści płyną z NATO. Czekający na nowe samoloty kraj prawdopodobnie jeszcze przez długi czas ich nie otrzyma. Co najmniej, jak wynika ze słów adm. Bauera, do zakończenia kontrofensywy. A ta budzi coraz więcej wątpliwości.
Ten sam Bauer mówił, że Ukraińcy "napotykają na silne umocnienia obronne" i z tego powodu "słusznie zachowują ostrożność". Przekładając z języka wojskowej dyplomatyki oznacza to, że działania postępują powoli, być może nawet wolniej, niż zakładali sami Ukraińcy oraz NATO.
Czytaj też: F-16 dla Ukrainy. Pierwszy kraj składa obietnicę
Tymczasem Ukraina ma poważny problem. Jej lotnictwo, walczące od niemal 1,5 roku, ponosi straty. W sprzęcie oraz - co może nawet bardziej istotne - w wyszkolonym, wartościowym personelu. A Rosjanie, oprócz tego, że mają przewagę ilościową i jakościową, uczą się, wyciągają wnioski i dostosowują swoją taktykę do tego, co napotykają.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Paląca potrzeba samolotów
Tymczasem, jak mówi o2.pl kpt. pilot Witold Sokół, potrzeba posiadania nowoczesnych samolotów bojowych przez Ukrainę jest paląca. Były pilot wojskowego myśliwca MiG-29 przekonuje, że dzisiaj lotnictwo ukraińskie ma niestety bardzo ograniczone możliwości. Mają niewiele samolotów, muszą więc umiejętnie nimi operować i wykorzystują je tam, gdzie mogą realnie odnieść sukces. Na to nakłada się dodatkowo ograniczony zasób naziemnych zestawów przeciwlotniczych.
W efekcie mamy więc sytuację, że lotnictwo rosyjskie, silne i dobrze wyposażone, wychodzi z tego starcia górą. W starciu z rosyjskimi Siłami Powietrzno-Kosmiczny Ukraińcy mają – nie bójmy się tego powiedzieć – niewielkie szanse. Rosjanie, mają po swojej stronie przewagę liczebną, jakościową oraz, co najważniejsze, zaplecze. Oni dopiero wlatują w strefę konfliktu, a Ukraińcy w tej strefie startują do walki - opowiada kpt. Sokół.
Dodaje zarazem, że Ukraińcy nie stoją tu na całkiem przegranej pozycji. Faktem jest, że Rosjanie mają przewagę w powietrzu ale - jak przekonuje oficer - nie wykorzystują jej w 100 proc. Większości ataków dokonują poza zasięgiem ukraińskiej obrony przeciwlotniczej (OPL), co przekłada się z kolei na jakość uderzeń, choćby na celność ostrzału.
Jak zaznacza oficer, Rosjanie też się uczą. Widząc i wiedząc, co działo się w ubiegłym roku, poddali te doświadczenia analizie, wyciągnęli wnioski i dostosowują swoją taktykę do warunków.
Wiedzą, że jeśli podejdą do celu bliżej niż na np. 3 km, to narażają się na trafienia z ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych, dlatego ich helikoptery bojowe często uciekają się do prowadzenia ognia niekierowanego, z większej odległości, zasypując przeciwnika nawałą ogniową np. rakiet niekierowanych - mówi dalej kapitan Sokół.
Ale Ukraińcy też dostosowują się do potrzeb i ograniczonych możliwości. Używają np. pocisków Storm Shadow, które przystosowali do przenoszenia na swoich Su-24. Można znaleźć w sieci nagrania z odpaleń pocisków antyradarowych AGM-88 HARM z pokładów samolotów MiG-29.
Dysponując słabszym lotnictwem i mniejszymi możliwościami OPL, obrońcy muszą sobie radzić jak potrafią. Dlatego też wspomnianych Su-24 używają ostrożnie i z dużym wyczuciem. Ale ich lotnictwo musi liczyć się z rosyjską OPL i dlatego mniej jest tak spektakularnych działań, jak choćby rok temu.
Problem z obsługą?
Nieco inny problem artykułuje niezależny publicysta o wojsku Tomasz Leśnik. W jego ocenie wszystkie wcześniejsze wypowiedzi zachodnich polityków, szczególnie te mówiące o "czteromiesięcznym szkoleniu pilotów" itp., były zwyczajnym humbugiem (głośna sprawa, która po pewnym czasie okazuje się oszustwem - przyp. red.) i mydleniem oczu. Dlaczego? Wymienia on trzy powody.
Po pierwsze, jak mówi, realne szkolenia małej (być może wręcz symbolicznej) grupy ukraińskich pilotów i personelu trwa w najlepsze od dawna. Te zapowiedzi miały tylko przygotować społeczeństwo na "zaskakujący koniec szkolenia". W tle trwała akcja rekrutacji kontraktorów i ochotników z krajów eksploatujących F-16 i F/A-18 w postaci emerytowanych pilotów i personelu naziemnego.
O ile z grupą osobową pilotów jakoś sobie poradzono, to wiele wskazuje, że natrafiono na problem ze znalezieniem odpowiedniej ilości zainteresowanego wykwalifikowanego personelu naziemnego - mówi dalej Leśnik.
Trzeba też, jak dodaje, pamiętać, że nie chodzi tu tylko o ludzi z SIL, czyli Służby Inżynieryjno-Lotniczej. Odpowiadają oni za płatowiec, zespoły napędowe, awionikę, uzbrojenie. Problemem jest też personel z z grup osobowych: ubezpieczenia lotów (radionawigacja, radiolokacja), radiotechnicznej, ruchu lotniczego (kontrola i zabezpieczenie ruchu) instalacja i kalibracja środków technicznych umożliwiających bezpieczne sprowadzenie na lądowisko naszym po wykonaniu zadania.
Obecne wypowiedzi można odebrać jako niepowodzenie w przynajmniej części dotychczasowych planów i konieczności ich rewizji - co znowu wymaga czasu, czyli tego, czego ukraińska obrona powietrzna kraju akurat nie ma - konkluduje Leśnik.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.