Powodem dramatu pszczelarzy w pasie od Podhala przez Orawę i Spisz jest modrzewiowa spadź. To ona, pojawiając się raz na kilka bądź kilkadziesiąt lat, sprawia, że miód krystalizuje się w zastraszająco szybkim tempie jeszcze w ulu.
Pszczelarze tłumaczą, że z tak szybko zastygającego do przypominającej konsystencją cement formy miodu nie mogą korzystać ani owady, ani pszczelarze. A samo miodobranie jest utrudnione i prowadzi nierzadko do uszkodzeń ramek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Jeżeli taki miód zostanie w ulach na zimę, oznacza to dla pszczół zagładę, śmierć głodową - tłumaczy Jan Świdroń prezes Podhalańskiego Zrzeszenia Pszczelarzy na łamach "Tygodnika Podhalańskiego", który nagłośnił sprawę. I dodaje, że problem występuje w tym roku na rozległym terenie.
Wiem o problemie u kilkudziesięciu pszczelarzy z naszej organizacji, ale skala problemu w naszym regionie jest o wiele większa. Spadź cementowa, zwana też kamienną, wystąpiła w pasie od Spisza poprzez Podhale aż po Orawę. Pszczelarze w okolicach Rabki czy Jordanowa już tego kłopotu nie mają - dodaje cytowany przez TP.
Czytaj także: Przerażające sceny w Zakopanem. Policja zabrała głos
Pszczelarz przyznaje, że choć zjawisko melecytozy pojawia się raz na kilkadziesiąt lub kilka lat, nigdy na tych terenach nie występowało ono aż w takim stężeniu.
To, co się stało w tym roku, my pszczelarze traktujemy wręcz jako klęskę żywiołową - podkreśla Jan Świdroń.
Mamy miód, którego nie możemy pozyskać, ramki po próbach miodobrania nie nadają się do użytku, a pszczoły nie mogą z takiego miodu skorzystać w warunkach zimowych - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem Podhalańskim".