Gazeta informuje, że Ukraińcom kończą się zapasy pocisków do ich głównych systemów obrony przeciwlotniczej (OPL). Trzon stanowią poradzieckie i rosyjskie zestawy S-300 i 9K37 Buk. Ale same wyrzutnie to jedno. Trzeba jeszcze mieć czym z nich strzelać.
Informacje o topniejących zapasach pochodzą z potężnego wycieku danych wywiadowczych. Nie wiadomo, które informacje są prawdziwe, a które nie. Pentagon poinformował, że część może być zmanipulowana. Podkreślono jednak, że wyciek stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa USA.
Niejasne jest źródło wycieku. Część informacji może być bardzo wrażliwa i powinna być utrzymywana w ścisłej tajemnicy. Tak jest np. ze sprawą stanu ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. W tym przypadku opisane w dokumentach z wycieku dane mogą być prawdziwe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraińska OPL jest podzielona. Część wyrzutni i stacji radiolokacyjnych jest na linii frontu, gdzie osłania walczące wojska przed rosyjskimi samolotami, dronami czy pociskami manewrującymi. Druga część znajduje się w głębi kraju, gdzie ochrania najważniejsze obiekty: budynki władz, elektrownie, ważne systemy infrastruktury krytycznej itp.
I choć ukraińska OPL została wsparta dużą "kroplówką" z zachodniego sprzętu, to podstawa została. A zapasy pocisków topnieją. "The New York Times" podaje nawet, powołując się na dane z wycieku, że pociski mają skończyć się całkowicie w pierwszej połowie maja.
Nie wiadomo, czy informacja jest prawdziwa. Stany magazynowe zapasów broni są objęte najściślejszą tajemnicą. Jeśli jednak tak, to Ukraińcy mieliby gigantyczny problem, bo mogliby zostać pozbawieni dużej części ochrony swojego kraju i wojsk przez rosyjskimi myśliwcami, bombowcami i pociskami samosterującymi.
Były szef obrony powietrznej płk rez. dr Robert Stachurski mówi, że Ukraińcy mieli dobrze zorganizowaną obronę powietrzną. Odrobili, jak przekonuje, lekcję z Krymu, i dobrze rozmieścili systemy, które sprawnie wykrywały środki napadu powietrznego. Ale sukcesywnie środki te ulegały zniszczeniu w wyniku ataków samolotów, rakiet czy dronów.
Domyślałem się, że rakiet będzie coraz mniej. Jeśli mówimy o pociskach do S-300, to nie pozyskają ich oczywiście z Rosji. Nawet jeśli pozyskali zestaw ze Słowacji, to on prawdopodobnie został już zniszczony. Największą nadzieję Ukraińcy będą pokładać w zestawach NASAMS. Jeden z nich prawdopodobnie broni Kijowa, ale to kropla w morzu. Mają dostać ich jeszcze sześć, co byłoby już poważną siłą i pozwoliłoby na skuteczną obroną punktową - mówi płk Stachurski, ekspert ds. bezpieczeństwa, członek Ruchu Marka Materka.
Oficer podkreśla, że plusem NASAMS-ów jest to, iż opierają się na pociskach AMRAAM, które są wykorzystywane np. w samolotach F-16.
Dopóki nie będzie w Ukrainie zestawów Patriot, to nie będzie OPL dalekiego zasięgu. Ale lepsze to niż nic - mówi płk Stachurski.
Dodaje również, że są podejmowane próby dostosowania wyrzutni BUK i KUB do rakiet AIM-120 AMRAAM. Jednak to odległy czas realizacji, jeżeli do realizacji dojdzie.
Zapasy głębokie, ale nie bez dna
Ukraińcy jeszcze przed wybuchem wojny podjęli szereg działań przygotowujących OPL pod względem sprzętowo-materiałowym. Dokonano inwentaryzacji bogatych liczbowo zasobów będących spadkiem po czasach ZSRR oraz weryfikacji stanu technicznego.
Starano się wyremontować jak najwięcej nie tylko wyrzutni czy stacji radiolokacyjnych, wchodzących w skład zestawów, ale także środków ogniowych. Czas jest nieubłagany, więc pewna liczba rakiet z obu najpopularniejszych i najgroźniejszych zestawów OPL miała przekroczone resursy (można to nazwać terminem przydatności do użycia) i w miarę posiadanych możliwości starano się je przywrócić do pełnej sprawności. Z różnym skutkiem - tłumaczy Tomasz Leśnik, niezależny publicysta, zajmujący się sprawami obronności i bezpieczeństwa.
Dodaje, że w opinii wielu analityków już od co najmniej maja lub czerwca ubiegłego roku ukraińskie dowództwo nakazało oszczędzanie środków ogniowych. Biorąc pod uwagę, że konflikt się przedłuża, było to decyzją słuszną, choć trudną. Tym bardziej, że możliwości pozyskania rakiet 5W55 czy 9M38 z krajów trzecich były i są bardziej niż ograniczone.
Szeroko komentowano słowacką dostawę zestawów S-300 wraz z rakietami, o czym publicznie informowało tamtejsze MON, ale ta pomoc, choć na wagę złota, była kroplą w morzu potrzeb - mówi Leśnik.
Polska pomoc
Nie jest wielką tajemnicą, że Ukrainę wspomaga również w tym zakresie także Polska. Wiadomo o przekazaniu obrońcom zestawów przeciwlotniczych S-125 Newa, 9K33 Osa oraz 2K12 Kub. Tyle, że nasze zasoby, jak każde inne, nie są nieprzebrane. Musimy też zostawić część pocisków dla siebie, w ramach zapasów nienaruszalnych. Prawdopodobnie pomagamy też Ukraińcom przywracać "do życia" pociski po upływie ich resursów.
A co z polskim system obrony powietrznej? Zdaniem płk Stachurskiego wymaga on natychmiastowej modernizacji. Za mało jest, jak mówi oficer, jednostek obrony przeciwlotniczej, wchodzącej w skład obrony powietrznej kraju. W jego ocenie dobrze się stało, że są w Polsce niemieckie zestawy Patriot.
Na koniec zaś dodaje, iż zatrwożyło go, że niemiecki sprzęt, który miał być serwisowany w Polsce, będzie najprawdopodobniej serwisowany w Rumunii. Oficer mówi, że nasz przemysł dużo straci, jeśli taka decyzja zapadła. Pułkownik obawia się, że miała ona głównie podłoże polityczne.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.