Od kilku lat liczba apostazji dokonywanych przez wiernych wzrasta. Ale jak wynika z relacji osób chcących porzucić Kościół katolicki, nie zawsze jest to łatwe zadanie.
Powód? Osoby decydujące się na odejście ze wspólnoty KK często mierzą się z odmową lub nerwową reakcją księży.
Jednak przypadek z Zielonej Góry zdaje się przeczyć takim przekonaniom. Swoim doświadczeniem w tym zakresie podzieliła się pani Jolanta*.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W rozmowie z o2.pl kobieta przyznaje, że początkowo obawiała się, że proboszcz będzie robił problemy, gdy poprosi go o akt chrztu. Przebieg rozmowy z komunikatora z księdzem wkleiła w swoim poście w mediach społecznościowych.
Czytaj także: Apostazja. Jak wystąpić z Kościoła?
Gdy ksiądz zapytał, czy akt jest jej potrzebny, bo chce zostać czyjąś chrzestną, bez ogródek odpowiedziała, że chodzi o apostazję. Reakcja księdza wprawiła ją w osłupienie.
Ok - odpisał ksiądz. To ja będę dziś jechał do Zielonej Góry. Postaram się ten akt wypisać i tam podrzucić. Wieczorem dam znać czy mi się udało.
I choć finalnie księdzu nie udało się podrzucić aktu na samą plebanię, bo jak twierdził, nikogo tam nie zastał, odpisał pani Jolancie, że poinformował o tym telefonicznie wikarego, a sam dokument wysłał pocztą.
Ostatnie słowa wiadomości od księdza wprawiły jednak kobietę w osłupienie. Z aktu wynika, że świętuje dziś Pani swoje urodziny. Wszystkiego co najlepsze - napisał na koniec duchowny.
Bałam się, że będą z tego robić problemy. Byłam zdziwiona, gdy zaproponował, że dowiezie mi akt, choć usłyszał, że potrzebny mi jest do apostazji. Jednak przyjął to z klasą i jestem zadowolona z rozwoju sytuacji. Mam nadzieję, że teraz już wszystko pójdzie z górki - komentuje pani Jolanta w rozmowie z portalem o2.pl.
*imię kobiety na jej prośbę zostało zmienione.